WOJSKOWY SZPITAL KLINICZNY w Bydgoszczy. Będą KARY za gigantyczne KOLEJKI do LEKARZY

2012-11-16 3:45

NFZ i rzecznik praw pacjenta grożą wysokimi karami i nawet zerwaniem umowy bydgoskiemu Wojskowemu Szpitalowi Klinicznemu. W placówce nie przestrzegano przepisów zapisywania pacjentów do specjalistów. Do tego zaproponowano chorym, by czekali nawet rok na wizytę w przychodni. W tej sprawie ani urzędnicy, ani minister zdrowia nie chcą się wypowiedzieć. Wszystko jest więc w porządku?

Na początku tygodnia przed bydgoską lecznicą ustawiła się ogromna, licząca około 700 osób kolejka pacjentów, którzy chcieli zapisać się do lekarza specjalisty. Stało się tak, ponieważ na poniedziałek lecznica wyznaczyła dzień rejestracji. Ludzie czekali w kolejce od bladego świtu do popołudnia. Jedna z osób po 7 godzinach stania dostała termin: listopad przyszłego roku.

I jest już ostra reakcja bydgoskiego oddziału NFZ i rzecznika praw pacjenta. NFZ postawił szpitalowi warunek: dyrekcja musi zmienić zasady rejestracji do specjalistów albo Fundusz zerwie z nią umowę. Z kolei rzecznik praw pacjenta Krystyna Kozłowska wszczęła z urzędu postępowanie.

- Każdy pacjent ma prawo zapisać się na wizytę do lekarza: osobiście, telefonicznie lub za pośrednictwem osoby trzeciej, dowolnie wybranego dnia, w godzinach pracy rejestracji - przypomina rzecznik praw pacjenta. Dodaje, że szpitalowi może grozić nawet pół miliona kary.

Niestety, ani pani rzecznik, ani NFZ nic nie mówią o skandalicznie długim czekaniu na specjalistę. Milczy także minister zdrowia Bartosz Arłukowicz (41 l.). Czy to normalne, że na wizytę w przychodni trzeba czekać rok?

- Pacjent może nie przeżyć tego roku - mówi Artur Sandauer, założyciel stowarzyszenia pacjentów Primum non nocere.

- To jest absolutne draństwo, że trzeba tyle czekać. Przecież idziemy do przychodni, bo nam coś dolega, potrzebujemy pomocy. My nie idziemy tam, bo chcemy się zapisać na wspaniałe wakacje. To jest po prostu dzika prywatyzacja służby zdrowia. Publiczna służba zdrowia jest niewydolna, więc ludzie idą leczyć się prywatnie. Tylko nie wszyscy mają na to pieniądze - dodaje Sandauer.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają