Marta (23 l.) i Ewelina (15 l.) mają porażenie mózgowe i są skazane na wózek. Weronika (13 l.) i Dominika (11 l.) też są niepełnosprawne, chociaż mogą chodzić. Ich cały świat to rodzinny dom dziecka Kąkolów, który od dwóch lat mieści się w podtoruńskim Czernikowie. - Wcześniej dusiliśmy się w bloku. Tu dzieci mają przestrzeń - mówią Kąkolowie. Kupili ten dom za 270 tysięcy i wyremontowali. - Tylko na windę już nie starczyło, więc na piętro wnosimy dzieciaki na rękach. Ale one rosną, a nam ubywa sił - dodają dzielni ludzie, którym stuknęła "60".
Winda, która rozwiązałaby ich problemy, kosztuje 30 tysięcy. Dla nich to majątek. Dla starostwa w Toruniu, które rokrocznie przeznacza na premie przeszło 10 razy więcej - tyle, co nic. - Chodziliśmy, pisaliśmy. Daremnie. Starosta nie chce pomóc - załamują ręce Kąkolowie.
Starosta, czyli Mirosław Graczyk, ma porażające argumenty. Wyłożył je nam za pośrednictwem swojej rzeczniczki. Dowiedzieliśmy się, że Kąkolowie są sami sobie winni, bo "zdecydowali się na zakup dwukondygnacyjnego domu z wysokim parterem, całkowicie nieprzystosowanego dla osób niepełnosprawnych". - Tak jakby mieszkanie w Toruniu było przystosowane, a za miastem czekały na nas domy dla inwalidów! - komentują Kąkolowie, którym pozostało już tylko liczyć na prywatną pomoc dobrych ludzi.
Zobacz: Rodzinny dramat! 20-latek ZADŹGAŁ nożem 6-letnią siostrę