Od Pałacu Prezydenckiego woli mniej wygodną, ale jakże uroczą leśniczówkę pod Białowieżą. To właśnie tu, w środku puszczy, w towarzystwie żubrów i jeleni, Cimoszewicz odpoczywa od wielkiej polityki. Tylko reporterów "SE" zaprosił do swojego królestwa.
Według ostatnich sondaży Cimoszewicz jest jedyną osobą, która może stanąć na drodze Donalda Tuska (52 l.) do Pałacu Prezydenckiego. - Sondaże są oczywiście bardzo miłe. Także na co dzień wiele osób namawia mnie do kandydowania. Tyle że ja nie mam takich planów - ucina Cimoszewicz.
Przyznaje, że obawia się politycznego błota, jakim został obrzucony w czasie kampanii prezydenckiej w 2005 roku. - Jestem zniesmaczony. Czas mija, a sprawa pani Jaruckiej wciąż jest przez sąd niewyjaśniona. Tymczasem podobna sprawa we Francji zakończyła się już po miesiącu! - dodaje. Przypomnijmy: była asystentka oskarżyła Cimoszewicza o bezprawną zmianę treści oświadczenia majątkowego. Potem okazało się, że była to prowokacja mająca na celu wyeliminowanie - zresztą skuteczne - kandydata lewicy z wyborów. Jarucką oskarżono o składanie fałszywych zeznań i posługiwanie się podrobionymi dokumentami. Cimoszewicz przyznaje jednocześnie, że polityczny singiel bez zaplecza (nie chce być kandydatem SLD) nie ma szans w wyborach. - Kampania to olbrzymi koszt, na który mnie po prostu nie stać - ucina. Na razie skupia się na pracy w Senacie. A co będzie potem? - Zobaczymy - mówi tajemniczo.
Nuda mu w każdym razie nie doskwiera. Dużo czyta, majsterkuje - ostatnio własnoręcznie zrobił meble do kuchni - potrafi też całe dnie "polować" z aparatem na niepowtarzalne ujęcia. Cieszy się życiem i wszystko wskazuje na to, że na arenie politycznej... nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.