Czy faktycznie ten młody mężczyzna jest niewinny - to musi ustalić sąd. A trzeba przyznać, że choć do końca procesu jeszcze długa droga, to jest coraz więcej wątpliwości. Sąd sam przyznał, że jest gotów zmienić Adamowi Z. kwalifikację z morderstwa na nieudzielenie pomocy. Z tych samych powodów został wypuszczony z aresztu i w rodzinnej miejscowości czeka na wyrok. Wczoraj stawił się na ławie oskarżonych. I słuchał jak członkowie jego rodziny przekonują, że nie wepchnął do Warty swojej przyjaciółki.
Zeznawali między innymi siostry i szwagier Adama Z. To z nimi mężczyzna kontaktował się zaraz po feralnej imprezie. Czyli pijackiej nocy, po której Ewa Tylman zaginęła, by po ośmiu miesiącach zostać wyłowiona z rzeki.
- Zadzwonił do nas z prośbą o kontakt do radcy prawnego, bo jest ostatnią osobą, która widziała Ewę żywą i może być w tej sprawie podejrzany - mówił Sławomir M. (31 l.), mąż jednej z sióstr mężczyzny.
- Adam ostatnie, co pamięta, to upadek z Ewą - zeznawała Ewa M. (28 l.), siostra Adama. - Po całej sprawie był smutny, płakał. Sam zastanawiał się, co się stało z Ewą - przekonywała druga siostra.
Jednej nocy, zaraz po zaginięciu Ewy Tylman, Adam Z. miał koszmary senne. "Nie zabiłem jej, nie zabiłem" - krzyczał przez sen. - Płakał przez sen wtulony w poduszkę - mówiła przed sądem Katarzyna B.
Zobacz: Proces w sprawie śmierci Ewy Tylman. Co wiemy po 4. rozprawie? [ZDJĘCIA] ZAPIS RELACJI NA ŻYWO