Sprawa złotego pociągu rozgrzała Polaków do czerwoności. Każdy zastanawia się, gdzie dokładnie jest złoty pociąg i co w nim jest. Bardziej obiektywnie w sprawie rzekomych "300 ton złota", które miały znajdować się w złotym pociągu, wypowiedział się Bogusław Wołoszański. Na swoim blogu napisał: - Skąd, na boga taki zapas złota w upadającej III Rzeszy?! - zdenerwował się dziennikarz.
W kolejnym wpisie odniósł się do sprawy z lekkim przymrużeniem oka. - Szkoci, z angielskim poczuciem humoru ochrzcili potwora z Loch Ness słodkim Nessie (...) - zażartował Wołoszański. Po czym zaczął się zastanawiać, jak my Polacy powinniśmy nazwać nasze znalezisko. - „Pociąg pancerny” – to nazwa na wyrost, gdyż nikt go nie widział. „Złoty pociąg” – fatalna nazwa, gdyż nie jest ze złota, a złoto ma w nim być, ale to też niepewne. Jak więc go nazwać? Proponuję nazwę, która będzie oczywista dla milionów miłośników kolei, a u milionów wywoływać będzie wspomnienie radosnego dzieciństwa, gdy leżeli na podłodze obok ojca i usiłowali dobrać się do cudnej zabawki („nie rusz bo zepsujesz”). „Pikuś”! To od nazwy firmy „Piko”, producenta wspaniałych kolejek HO lub TT - i tak oto Wołoszański "złoty pociąg" ochrzcił, najdając mu imię Pikuś. Jak wam się podoba?
Złoty pociąg - co się z nim stało? Co w nim jest?
Cała sprawa dotyczy pociągu ze złotem i innymi cennymi rzeczami, którym pod koniec wojny rzekomo wywieziono z Wrocławia kosztowności, m.in. dzieła sztuki. Nigdy jednak samego pociągu nie odnaleziono. Gdzie jest zawartość tego pociągu? Tego też nie wiadomo. W pociągu mogą być zrabowane dzieła sztuki, kosztowności mieszkańców dawnego Breslau (50 skrzyń ze złotem i srebrem), które naziści kazali im oddać w depozyt, a nawet Bursztynowa Komnata. Ale może to być tylko broń i nic więcej. Jednak nawet wtedy znalezisko byłoby bezcenne.
Zobacz też: Wnuki Warewolfu strzegą Złotego Pociągu