Wołyń – brudna strona czystki

Antypolska operacja, jaką ukraińscy nacjonaliści przeprowadzili 75 lat temu na Wołyniu przyniosła śmierć od 50 do 60 tys. Polaków. Zniszczono 1048 polskich osiedli. Po wszystkim zostało ich nieco ponad 100. Krew płynęła na Wołyniu szeroko jak Prypeć. To była rzeź. Bezwzględna, nieludzka, granicząca z szaleństwem. Nawet Niemcom miękły kolana.

W oficjalnym programie OUN w latach 30. zapowiadano, że w przyszłym państwie ukraińskim nie będzie miejsca dla polskich ziemian i kolonistów osadzonych na spornych terenach po 1918 r. Mordy na Polakach mieszkających na Wołyniu przeprowadzono sukcesywnie, niszcząc osadę po osadzie, pod hasłem ich „przegonienia”. W praktyce przeganiano do zamulonych dołów, służących za groby.

Choćby popatrzeć w stronę Ukrainy

Ideolog Mychajło Kołodzinśki w „Doktrynie wojennej OUN” pisał o Polakach: „Wobec wrogiego elementu należy wykazać się takim okrucieństwem w czasie powstania, aby jeszcze dziesiąte pokolenie bało się choćby popatrzeć w stronę Ukrainy”.

CZYTAJ TAKŻE: Ludobójstwo Ormian – czystka bez precedensu

Operacja „czyszczenia” Wołynia z Polaków ruszyła w lutym 1943 r. Chodziło o usunięcie całych 16 procent osiadłej tam polskiej populacji. Jeśli ich nie będzie – spekulowano w UPA – nikt nigdy więcej nie będzie w Polsce wysuwał roszczeń do naszych ziem. Polacy na Wołyniu właściwie nie byli chronieni przed UPA. Partyzantka polska praktycznie tu nie działała, Niemcy, bojąc się starć z sotniami UPA, starali się nie wychodzić poza swoje miasteczkowe garnizony.

Sotnie (oddziały) UPA miały wolną rękę, dużo ludzi i trochę za mało broni, by wybić Polaków jak kaczki. Ale od czego chłopska zaradność, od czego widły, grabie, motyki, i od czego wreszcie królowa szybkiej śmierci – siekiera? Od czego niszczycielski ogień?

Wyprawy upowców na polskie wsie i miasteczka przeważnie ciągnęły ze sobą nienawidzącą Polaków sfołocz, złożoną głównie z chłopów. Ci ostatni stosowali, jak to się mówi w kryminalistyce, „kwalifikowane” metody zabijania. Właśnie z użyciem wideł, siekier, młotów kowalskich i tym podobnych narzędzi, przydatnych nie tylko w domu i zagrodzie. Okrucieństwo było też częścią taktyki UPA: wieści o nim miały wyganiać Polaków za Bug.

Super Historia 08/07/2019

i

Autor: IPN

Parośl, 26 zagród, 150 mieszkańców

Upowcy z sotni Hryhorija Perehijniaka „Dowbeszki-Korobki” wtargnęli tu 9 lutego 1943 r., nocą. Napadli na niemiecki posterunek, pojmali jeńców i publicznie zaszlachtowali ich siekierami. Mieszkańców spędzili na plac. Powiedzieli im, że jak przyjadą Niemcy, wina spadnie na nich. Lepiej więc będzie, że dla niepoznaki dadzą się spętać. Dali się. 150 związanych Polaków leżało nieruchomo, czekając na odjazd UPA i przyjazd Niemców, gdy w ruch poszły siekiery i noże. Krew zarąbanych, zadźganych mężczyzn, kobiet i dzieci popłynęła szeroką strugą, długo nie wsiąkając w gliniastą ziemię. Dokonał się pierwszy akt ludobójstwa na Wołyniu.

Janowa Dolina, 3 tys. mieszkańców

Jako w miarę bezpieczna, ze stacjonującym w niej stuosobowym oddziałem niemieckim, stała się w 1943 r. kryjówką dla polskich uciekinierów przed UPA. Atak na Janową Dolinę, mocą z 21 na 22 kwietnia 1943 r. przeprowadziły sotnie „Jaremy” i „Szauli” dowodzone przez majora Iwana Łytwynczuka ps. Dubowyj (inicjatora rzezi wołyńskiej obok Dmytra Klaczkiwskiego i Wasyla Iwachiwa). Łączność telefoniczną przerwano, tory kolejowe wysadzono, mosty też, a drogi zarzucono ściętymi drzewami. Potem każdy budynek bandyci oblali naftą i podpalili. Ciskali granatami w okna, a uciekających ludzi dopadali z siekierą, motyką, widłami. Czasem tylko strzelali. W osadzie była warownia otoczona palisadą, w której skryła się część mieszkańców. Spanikowani, strzelali zza zasłony z karabinów maszynowych, trafiając w rodaków uciekających z płonących domów. „Oczy wykuwano, piersi obcinano i głową na dół na drzewach wieszano” - to fragment wiersza napisanego przez świadka tych wydarzeń. Aleja Spacerowa osady posłużyła jako tło spektakulum horrendum: szpaleru pali z nabitymi na nie małymi dziećmi.

Super Historia 08/07/2019

i

Autor: PAP

Miasteczno Poryck, 2 tys. mieszkańców

Ukraińcy nazwali je Pawłowka. W jednym dniu, nazwanym krwawą niedzielą, 11 lipca 1943 r. rozprawili się z Poryckiem oraz z blisko setką podobnych mu osad.

Msza „jedensatowa” w kościele pw. św. Trójcy i św. Michała Archanioła właśnie miała się zacząć. Tłum kobiet i dzieci był już w kościele, mężczyźni stali jeszcze przed wejściem, zwyczajowo dyskutując. Upowcy przebrani za Niemców przyjechali furmankami. Zaraz potem do kościoła wbiegła ranna kobieta. Ksiądz opanował panikę i zaczął się modlić, wkrótce padając od kuli bez ducha, gdzieś między ojcem a synem.

„Krwawa niedziela” Z wiernymi rozprawiło się ledwie dwóch Ukraińców z karabinami. Oddawali krótkie serie, strzelali precyzyjnie, do każdego, w każdej z ław. A potem ruszyli na polowanie: szukali w w kątach i załomach, za filarami, za obrazami, w podziemiach, na chórze...

Po wszystkim wypełnili kościół słomą, podpalili, a odjeżdżając, wrzucili przez okna kilka granatów. Tu liczył się czas. Oddając głos sprawcy zbrodni: „11 lipca 1943 r. rano razem z grupą UPA liczącą około 20 ludzi wszedłem w czasie mszy św. do kościoła w m. Pawłowka (Poryck) iwanickiego rejonu, gdzie w ciągu trzydziestu minut, wraz z innymi, zabiliśmy obywateli narodowości polskiej. W czasie tej akcji zabito 300 ludzi, wśród których były dzieci, kobiety i starcy. Po zabiciu ludzi w kościele w Pawłowce udałem się z grupą do położonej w pobliżu wsi Radowicze oraz polskich kolonii Sadowa i Jeżyn, gdzie wziąłem udział w masowej likwidacji ludności polskiej. W wymienionych koloniach zabito 180 kobiet, dzieci i starców. Wszystkie domy spalono, a mienie i bydło rozgrabiono”.

Ofensywa łysego Iwana

Pod koniec sierpnia 1943 r. kureń UPA „Łysego” ruszył do ofensywy przeciw Polakom na zachodnim Wołyniu. Nocą z 29 na 30 sierpnia zginęli mieszkańcy wsi Kąty (200 osób) i Jankowce (80 osób.). O świecie Upowcy byli już w Ostrówkach. Część mieszkańców spędzili na plac przed szkołą, część do kościoła. Zachowywali się spokojnie. Mieli plan: odebrać złoto, mężczyzn zabić obuchem siekiery nad dołami-grobami, resztę zapędzić pod cmentarz i zabić. Czym kto może: siekierą, motyką, widłami, nożem... W tej wsi zginęło ok. 520 osób.

CZYTAJ TAKŻE: Gambit pionka – śmierć Adolfa Eichmanna

Jeszcze większa jatka odbyła się tego samego dnia w Woli Ostrowieckiej. Mieszkańców zapędzono na apel przed szkołę, a następnie do wnętrza budynku. Wyprowadzano stamtąd grupki mężczyzn, którym urządzano kaźń w stodole. Znowu w ruch szły siekiery, motyki, młoty. Potem szkołę, w której zostały już tylko kobiety z dziećmi obłożono słomą i podpalono granatami. Zginęło w niej 150-200 osób, a łącznie we wsi 620. Większość ofiar czystek spoczywa w bezimiennych grobach zbiorowych i pojedynczych mogiłach.

Latem 2017 r. ukraińskie władze zakazały Polakom prowadzenia prac ekshumacyjnych w miejscach wołyńskiej kaźni. Antypolskie czystki przeprowadzone przez banderowską frakcję Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów oraz Ukraińską Powstańczą Armię na Wołyniu i w Galicji Wschodniej między rokiem 43. a 45. noszą miano „rzezi wołyńskiej” bynajmniej nie na wyrost.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają