Marszałek Sejmu po wybuchu afery madryckiej ogłosił, że czas skończyć z cwaniactwem posłów i wyciąganiem pieniędzy z Sejmu. Ale najpierw powinien zacząć od siebie. Prześwietliliśmy jego sprawozdania z działalności biura poselskiego z lat, gdy Sikorski jednocześnie był ministrem spraw zagranicznych. Wynika z nich, że polityk, jeżdżąc limuzyną BOR, równolegle brał pieniądze z Sejmu na paliwo do prywatnego samochodu. W sumie od 2009 roku ok. 77 tys. zł.
- Zgodnie z obowiązującymi posłów przepisami marszałek Radosław Sikorski zawsze oddzielał działalność poselską od funkcji ministerialnej. Nigdy nie używał samochodów służbowych będących w gestii MSZ do celów poselskich - tłumaczy "Super Expressowi" Małgorzata Ławrowska, rzeczniczka marszałka Sejmu. A my przypominamy, jak niedawno nakryliśmy Sikorskiego, gdy samochodem BOR odwoził dzieci znajomych.
Kilka miesięcy temu nawet Donald Tusk (57 l.) nie pochwalał tego, że ministrowie ciągną kasę na paliwo z Sejmu. - Sytuacja jest bulwersująca, szczególnie jeśli chodzi o tych polityków, którzy mają w dyspozycji samochody służbowe - stwierdził były już premier. Także opozycja domaga się wyjaśnień i kontroli wydatków Radosława Sikorskiego. - To duża kwota jak na osobę jeżdżącą rządową limuzyną. Marszałek powinien wytłumaczyć się z tych wydatków - mówi Bartosz Kownacki (35 l.) z PiS.
Zobacz: TYLKO w Super Expressie! Jarosław Kaczyński: Hofman był sprawny, ale sam się zniszczył