- W dniu wypadku autokar nie miał ważnych badań technicznych. Termin ich ważności upłynął 9 lipca - mówi Alvin Gajadhur z Inspekcji Transportu Drogowego.
Wojewoda śląski nie krył wczoraj oburzenia. Na przewoźniku, czyli firmie "Moana" z Rudy Śląskiej, nie zostawił suchej nitki.
Pismo już gotowe
- Pismo do ministra infrastruktury o cofnięcie koncesji tej firmie jest już przygotowane -Ępodkreśla Zygmunt Łukaszczyk. -ĘZ przyjemnością je podpiszę. Według mnie doszło do rażącego naruszenia przepisów. Autobus nie tylko nie miał ważnych badań technicznych, ale nie był też wpisany do rejestru licencji na wykonywanie przewozów międzynarodowych. Stąd podjęte przeze mnie kroki -Ętłumaczy wojewoda.
Zastrzega jednocześnie, że do biegłych należy rozstrzygnięcie, czy brak badań technicznych mógł przyczynić się do tragedii w Serbii. - Nie chcę ferować wyroków. To należy do prokuratury oraz inspekcji transportu drogowego. Ale jedno muszę podkreślić. To na przewoźniku ciąży odpowiedzialność za nasze bezpieczeństwo - dodaje Zygmunt Łukaszczyk.
Nie odbierał telefonu
Szef firmy "Moana" Józef Rzepka nie odbierał wczoraj telefonu. Wcześniej winą za wypuszczenie na trasę autobusu obarczał... policjantów, którzy kontrolowali go przed wyruszeniem w drogę.
- W momencie kontroli badania były ważne. Policjanci nie mogli z góry zakładać, że kolejne badania nie zostaną wykonane na czas, albo że autokar nie wróci do Polski po zawiezieniu turystów na miejsce - podkreśla Piotr Bieniak z zespołu prasowego śląskiej policji.