Było mroźne popołudnie, a słońce właśnie zachodziło, gdy Amelka ze starszą siostrą Kornelią (6 l.) postanowiły odwiedzić swoją mamę, która pracuje w sklepie. Babcia, która opiekowała się siostrami, przychyliłaby dziewczynkom nieba, więc ubrała ciepło wnuczki i wyruszyła z nimi w drogę. Niestety to, co stało się kilka minut po wyjściu dziewczynek i ich babci z domu, przyprawia o dreszcze.
Przeczytaj koniecznie: Cud! Przejechał po nim pociąg i żyje
Amelka i Kornelia szły pięć kroków przed babcią. I gdy już były niedaleko sklepu ich mamy - nagle młodsza z dziewczynek postanowiła sama przejść na drugą stronę.
- Zaczęłam krzyczeć: "Stójcie, stójcie" - opowiada pani Bożena. Ale ani Amelka, ani Kornelia nie słyszały babci. I wtedy stało się najgorsze. Amelka wbiegła na jezdnię prosto pod koła pekaesu.
Kierowca z piskiem opon zahamował, ale dziewczynka była już pod autobusem. - Widziałam tylko, jak pod nim przekoziołkowała - mówi wstrząśnięta babcia. Jakież było zdziwienie pani Bożeny, gdy po chwili spostrzegła, że jej ukochana wnusia sama, na czworakach, wyszła spod pekaesu i to bez szwanku.
Dopiero po chwili mała Amelka zaczęła krzyczeć w niebogłosy! Po wszystkim kierowca autobusu sam zgłosił się na policję i opowiedział o wypadku i jego cudownym finale.