Po anonimowym komentarzu, który zawierał linki do ok. 60 zdjęć z przedmiotami ofiar rządowego samolotu Tu-154M, Natemat.pl zaczął lamentować. Na czołówce znalazła się informacja, że doszło do wycieku zdjęć, które najprawdopodobniej wykradziono z prokuratury, by bez skrupułów rozpowszechniać je sieci.
Co ciekawe Natemat.pl przy tej okazji sam zamieścił kila fotografii, by zilustrować swój artykuł. Ten zabieg bardzo nie spodobał się internautom. Fotografie szybko usunięto, pojawił się też wyjaśniający komentarz redaktora naczelnego:
- Opublikowaliśmy zdjęcia ze Smoleńska nie dlatego, żeby szokować i nie w trosce o oglądalność. Bardzo starannie wybraliśmy takie, które były maksymalnie neutralne. Ale i tak nie uniknęliśmy kontrowersji - napisał w komentarzu Tomasz Machała red. naczelny Natemat.pl. - Zdjęcia opublikowaliśmy tylko po to, by udowodnić, że doszło do przecieku. Po tej publikacji nikt w przeciek nie wątpi, prokuratura wojskowa zajęła się sprawą. Uznaliśmy, że osiągnęliśmy cel i dlatego zdjęliśmy ze strony zdjęcia i zostawiliśmy sam tekst.
Sprawa jest o tyle ciekawa, że fotografie wcale nagle nie wyciekły - pochodzą z książki "Cała prawda o katastrofie Smoleńskiej. Kto ich naprawdę zabił?", autorstwa Krzysztofa Galimskiego i Piotra Nisztora.