Gdy 7 grudnia Włodzimierz J. (69 l.), taksówkarz z wieloletnim doświadczeniem, odpalał silnik swojego poloneza i odjeżdżał spod dworca kolejowego w Zduńskiej Woli z klientem, nie przypuszczał, że to będzie ostatni kurs w jego życiu. Jego zwłoki znaleziono dzień później na podmokłych terenach obok miasta. Kilka kilometrów dalej policjanci odnaleźli doszczętnie spalony samochód taksówkarza.
Komendant wojewódzki policji w Łodzi powołał specjalną grupę złożoną z najlepszych policjantów, którzy mieli za zadanie wytropić zabójców.
Po żmudnym śledztwie, przesłuchaniach z użyciem wykrywacza kłamstw, krok po kroku zawężało się grono podejrzanych. W końcu kryminalni zatrzymali trzech mieszkańców jednej ze wsi pod Zduńską Wolą: Dawida Ż. (22 l.), Adriana K. (20 l.) i Piotra W. (19 l.).
- Byli zaskoczeni działaniami policjantów - opowiada Joanna Kącka (35 l.) z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. - Usłyszeli już zarzuty zabójstwa.
Policjanci szczegółowo odtworzyli ostatnie chwile życia Włodzimierza J. W dniu śmierci jego zabójcy raczyli się w Zduńskiej Woli alkoholem. Do domu postanowili wrócić taksówką. Kiedy już dojeżdżali do rodzinnej miejscowości, jeden z oprawców taksówkarza kazał mu zjechać na polną drogę. Potem cała trójka skatowała mężczyznę na śmierć.
- Zabójcy nie przypuszczali, że po pół roku mogą zostać jeszcze zatrzymani - mówi Joanna Kącka. - Żaden z nich nie potrafił racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego zabili.