Tuż po otwarciu Komendy Powiatowej Policji w Piasecznie na miejscu zjawił się Tomasz Stockinger. Przywiózł go kolega. Aktor został przesłuchany i usłyszał zarzuty. Śledczy zarzucają gwiazdorowi "Klanu" kierowanie pod wpływem alkoholu, spowodowanie kolizji oraz ucieczkę z miejsca wypadku.
- Pan Tomasz S. dobrowolnie poddał się karze - powiedział "Super Expressowi" asp. Maciej Piotrowski, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Piasecznie.
Aktor zaproponował, że za spowodowanie kolizji i ucieczkę z miejsca wypadku zapłaci 2,5 tysiąca zł grzywny. Ostateczny wyrok w sprawie tych wykroczeń wyda jednak sąd grodzki, który zajmie się sprawą.
Natomiast za jazdę po pijanemu aktor chce zapłacić aż 10 tysięcy złotych. A to dlatego, że wsiadanie za kółko na podwójnym gazie jest przestępstwem. Tę sprawę rozpatrzy sąd rejonowy. Nie wiadomo jeszcze, czy sędzia zadowoli się tylko karą pieniężną, bo za podobne zarzuty - zgodnie z polskim kodeksem karnym - grozi kara do 2 lat pozbawienia wolności.
Tomasz Stockinger w czwartek (8.10) staranował po pijaku dwa samochody w miejscowości Żabieniec koło Góry Kalwarii. Ale zamiast pomóc ofiarom, zwiał z miejsca wypadku. Wyciągnął jedynie kartę kredytową, zaczął nią machać i wykrzykiwać ofiarom, że za wszystko zapłaci (czytaj "Stockinger pijany za kółkiem").
Chwilę potem wpadł w ręce policji. Jak się okazało, miał 2,3 promila alkoholu w organizmie. Jeszcze tego samego dnia został wypuszczony do domu z obietnicą, że we wtorek stawi się na przesłuchanie. Jednak nie przyszedł - wykręcił się obowiązkami służbowymi, a właściwie chałturą w Pułtusku (czytaj "Cykor Stockinger stchórzył przed policją").
Teraz o jego dalszym losie zdecyduje sąd, gdy tylko stosowne dokumenty w tej sprawie prześle mu prokuratura. Stockinger cały czas ma też zatrzymane prawo jazdy. O tym, jak długo nie będzie mógł prowadzić samochodu, również zadecyduje sędzia.