Samolot z rannymi wylądował na płycie lotniska w Pyrzowicach wczesnym rankiem. Najlżej ranni opuszczali go o własnych siłach. Tych, którzy bardziej ucierpieli, wynosili na noszach sanitariusze. Dorośli trafili do szpitala im. św. Barbary w Sosnowcu, dzieci do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach.
- Wszyscy nasi specjaliści zjawili się w pracy wczesnym rankiem - podkreśla Ewa Emich-Widera, dyrektor GCZDiM. - Przywieziono do nas 27 dzieci. Wszystkie są dokładnie badane - dodaje.
Dzieci, które trafiły do katowickiego szpitala, na ogół są w dobrym stanie. - Dwie osoby mają złamaną rękę - mówi dyrektor Ewa Emich-Widera. - Reszta na szczęście tylko stłuczenia. Czternaścioro dzieci trafiło na oddział chirurgii, siedmioro na ortopedię, czworo na neurologię, a dwie osoby zostały wypisane na prośbę rodziców - wylicza pani dyrektor.
Specjaliści podkreślają, że dla dzieci najważniejsze jest teraz wsparcie psychologiczne. - Dzieci ciągle mają przed oczami widok rannych i zabitych. Naszym zadaniem jest wprowadzenie ich do normalnego świata - podkreśla doktor Justyna Dubiel, psycholog.
W szpitalu już rano pojawili się przedstawiciele kopalni "Ziemowit", skąd pochodziła większość uczestników tragicznego wyjazdu do Bułgarii. Zapewniali wszystkim chętnym transport, jedzenie i napoje.
- To naprawdę superorganizacja - chwali Grażyna Kowalczyk, mama rannej w katastrofie 15-letniej Moniki. - Przez cały czas podczas pobytu w Serbii czuliśmy, że ktoś się nami opiekuje. Teraz, kiedy już córka jest z nami, jestem o niebo spokojniejsza niż w piątek o tej porze - dodaje.
W szpitalu w Sosnowcu po badaniach zostało tylko pięć osób. Reszta po konsultacjach mogła w końcu znaleźć się razem z rodziną. Część wypisała się na własne żądanie, by być bliżej swoich dzieci dochodzących do siebie w katowickim szpitalu.
Nadal w Serbii pozostaje trzynaście rannych osób. - Moja córka Karolina (13 l.) jest nieprzytomna - mówi Piotr Dowiat. - Cieszę się jednak, że widzę ją tu żywą. Od soboty rano, kiedy dowiedzieliśmy się o wypadku, wypłakałem już wiadro łez. Najgorsza była podróż w nieznane. Nikt z nas nie wiedział, jakie wieści usłyszy na miejscu - wzdycha mężczyzna.
Możliwe, że już dzisiaj serbski szpital opuszczą kolejne osoby, których stan będzie na to pozwalał. Rozważane jest przewiezienie ich do Polski wojskowym samolotem transportowym casa, który umożliwia lot większej liczbie osób na noszach.