Anicie Czuban prokuratorzy pokazali szokujący film nagrany ukrytą kamerą, na którym rozpoznała swoje dziecko przywiązane do łóżka. - Teraz synek zasypia w wózku albo na rękach, w łóżeczku ciągle płacze. Nie jestem w stanie zostawić go nigdzie, pomaga mi przyjaciółka, nie ufam opiece w żłobku i nie wiem, czy kiedykolwiek zaufam - mówi kobieta.
Jej synek był w grupie dziewięciorga dzieci w wieku od pół roku do trzech lat, które we wrocławskiej Zaczarowanej Krainie Puchatka przy al. Lipowej były wiązane, zmuszane do jedzenia, spały na twardych szczeblach łóżek bez materaca. "Opiekunki", w tym żona właściciela żłobka, zatykały maluchom buzie, a czasem nawet zabraniały zabawy, bo nie chciało im się sprzątać. Rodzicom nie pozwalały wchodzić do sali, w której leżały związane dzieci. Gdy maluchy w miarę swoich możliwości starały się pokazać, że dzieje im się krzywda, na przykład kładąc rączki na buzi, sadystki wyjaśniały, że wcześniej... bawiły się w Indian.
Ten horror trwałby do dziś, gdyby nie jedna z pracownic, która nagrała wszystko i pokazała film śledczym. Wtedy do Zaczarowanej Krainy Puchatka wkroczyła policja. - Dwie opiekunki usłyszały zarzuty znęcania się psychicznego i fizycznego nad dziećmi od 3 września do 12 października, mają dozór policyjny i zakaz wykonywania zawodu, grozi im od 3 miesięcy do 5 lat więzienia - mówi Małgorzata Klaus, rzecznik Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
Jak to możliwe, że nikt z urzędników nie skontrolował warunków w działającej od około pół roku placówce? Po prostu formalnie nie jest ona w ogóle żłobkiem. - Działała na zasadzie prywatnej firmy, a tylko wpis do rejestru placówek opiekuńczych daje nam możliwość kontroli - mówi Anna Bytońska z biura prasowego urzędu miasta. Te tłumaczenia nie wystarczają rodzicom skrzywdzonych dzieci. - Czy mój synek kiedykolwiek zapomni o tym koszmarze? - pyta pani Anita.