Nikt nie mógł przypuszczać, że nocny wyjazd ambulansu okaże się tak tragiczny w skutkach. W sobotę o 23.00 na rogu ul. Wiśniowej i Ślężnej we Wrocławiu w jadącą na sygnale karetkę uderzyło osobowe audi. Ambulans przewrócił się na bok i z impetem wbił w słup.
Wieźli chorego noworodka
W karetce byli dwaj ratownicy medyczni, kierowca i noworodek, który zaledwie osiem dni temu przyszedł na świat w wałbrzyskim szpitalu. Z nieoficjalnych źródeł wiadomo, że dziecko, które najprawdopodobniej urodziło się z poważnymi wadami wrodzonymi, musiało zostać przetransportowane z Wałbrzycha do wrocławskiego szpitala przy ulicy Marii Curie-Skłodowskiej.
Kierowca zginął na miejscu
Ratownicy z wypadku wyszli tylko z lekkimi obrażeniami i nie czekając nawet chwili, zabrali się do udzielania pomocy kierowcy i ośmiodniowemu maleństwu. Rozpoczęła się dramatyczna walka o życie mężczyzny i dziecka. Reanimacja kierowcy, którą po 20 minutach przejęła nowa ekipa, niestety nie przyniosła efektu. Mężczyzna zmarł na miejscu. - To był bardzo doświadczony kierowca. Oddany swojej pracy - mówi łamiącym się głosem znajomy tragicznie zmarłego.
Rodzice wierzą, że przeżyje
Noworodek miał więcej szczęścia. W wyniku reanimacji jego serduszko zaczęło ponownie bić. W stanie krytycznym trafił do szpitala we Wrocławiu. Rodzice maluszka nie tracą nadziei i wierzą, że ich maleństwu uda się przeżyć.
Z lekkimi obrażeniami do szpitala trafili też dwaj ratownicy, kierowca audi i jego pasażer. - Trwają czynności wyjaśniające okoliczności wypadku. Na razie nie wiemy, co było przyczyną zdarzenia - mówi Kamil Rynkiewicz, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu.