Poznali się, gdy oboje pracowali w Holandii. Jednak Mirosław nie mógł odnaleźć się w obcym kraju. Postanowił wrócić do Polski, a kobiecie postawił ultimatum.
- Albo wracasz ze mną, albo zostajesz tu sama - oznajmił. Zakochana kobieta wróciła z nim do Polski. 22 stycznia 2011 r. pobrali się, a wkrótce po tym Katarzyna zaszła w ciążę. Oboje cieszyli się, bo pragnęli dziecka. Rodzinna sielanka skończyła się jednak, gdy przy badaniu USG okazało się, że kobieta pod sercem nosi trojaczki.
- Byłam troszeczkę przerażona, ale jednocześnie bardzo się cieszyłam - wspomina pani Katarzyna. Tej radości nie podzielał jej mąż. - Powiedział, że musi się zastanowić i przespać z tą wieścią - mówi dalej.
Lekarze stwierdzili, że jest to ciąża wysokiego ryzyka. Pani Katarzyna musiała dużo odpoczywać, leżeć. - Mąż wyzywał mnie od leni, urządzał awantury - mówi pani Katarzyna. Pijany Mirosław M. krzyczał na żonę z byle powodu, w końcu ją uderzył. Interweniowała policja, ale dla dobra dzieci małżonkowie się pogodzili.
Jednak lepiej nie było. Mąż całymi dniami przesiadywał z kolegami, ze wstrętem patrzył na rosnący brzuch małżonki. W 31. tygodniu ciąży kobiecie odeszły wody i trafiła na porodówkę. Kiedy rodziła Ksawerego (2 mies.), Marka (2 mies.) i Maksymiliana (2 mies.), jej mąż odszedł z kochanką. - Musiał się z nią spotykać już od dawna. O tym, że układają sobie wspólnie życie, dowiedziałam się od matki tej kobiety. Zadzwoniła do mnie, gdy byłam w szpitalu - opisuje Katarzyna Matuszewska.
A mąż? Odwiedził ją raz na porodówce, aby oznajmić, że... wyjeżdża do Anglii, a ona musi radzić sobie sama.