Muszę zrobić coś dla Piotra. Choćby postarać się, żeby powstało oświetlenie na bulwarach, by zainstalowano monitoring, może barierki. Będę działać w tym kierunku. Zostaję w mieszkaniu nad Wisłą, chcę wychować tutaj dzieci, stwórzmy bezpieczny bulwar - zdradziła "Gazecie Wyborczej" Agnieszka Kijanka już po tym, gdy dowiedziała się, że jej mąż nie żyje. Kobieta nie rzucała słów na wiatr, czego dowodem jest stworzenie projektu ""#bezpieczninabulawarach". Ma on szansę na wdrożenie dzięki finasowaniu ze środków pochodzacych z budżetu obywatelskiego. Pomysł Kijanki zakłada instalację 8-10 kamer nad bulwarami. - Kamery mogą zagwarantować, że nigdy więcej nie będziemy mieli do czynienia z niewiadomymi przyczynami różnego rodzaju zdarzeń wymagających wyjaśniania, jak to miało miejsce w przypadku zaginięcia Piotra Kijanki. Oczywistym jest, że możliwa będzie szybka i zdecydowana reakcja służb mundurowych czy pogotowia. Czas jest przecież niejednokrotnie na wagę złota w takich sytuacjach. I chociaż projekt powstaje na kanwie tragicznego zdarzenia, mamy nadzieję, że przyniesie wiele dobrego nam wszystkim - czytamy w opisie projektu.
Wspaniała inicjatywa żony Piotra Kijanki. "Muszę zrobić coś dla Piotra"
Agnieszka Kijanka po śmierci męża postanowiła walczyć o poprawę bezpieczeństwa na krakowskich Bulwarach Wiślanych. To właśnie tam urwał się ślad po jej mężu, który zaginął w nocy z 6 na 7 stycznia. Po prawie dwóch miesiącach poszukiwań strażacy wyłowili z Wisły jego ciało. Po tragicznej wiadomości spodziewająca się dziecka żona Piotra Kijanki postanowiła żal "przekuć w konkretne działania".