Porozumienie między Polską a Rosją ma jednak haczyki prawne. Każda ze stron próbuje znaleźć w niej takie luki, które byłyby usprawiedliwieniem dlaczego do tej pory polscy śledczy nie włączyli się do dochodzenia. „Rzeczpospolita” pisze, który zapis umowy pozwoliłby Polakom na udział w śledztwie.
Dokument z 1993 roku, a szczególnie najważniejszy jego artykuł 11 mówi wyraźnie: "wyjaśnienie incydentów lotniczych, awarii i katastrof spowodowanych przez polskie wojskowe statki powietrzne w przestrzeni powietrznej FR lub rosyjskie wojskowe statki powietrzne w przestrzeni powietrznej RP prowadzone będzie wspólnie przez właściwe organy polskie i rosyjskie".
Rzecznik MON, Janusz Sejmej wie, że umowa nadal obowiązuje, bo żadna ze stron jej nie wypowiedziała, ale rząd nie brał jej pod uwagę. Gazeta dostała sprzeczne wyjaśnienia na temat tego dlaczego polskie służby nie chcą włączyć się do śledztwa skoro umowa na to pozwala.
Pułkownik Zbigniew Rzepa, rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej mówi, że dokument nie może być zastosowany do katastrofy smoleńskiej, gdyż jest to porozumienie wojskowe, a śledztwo prowadzą rosyjscy prokuratorzy cywilni. Mateusz Martyniuk, rzecznik prasowy Prokuratury Generalnej twierdzi z kolei, że ta umowa nas nie obowiązuje.