Kolację Sikorskiego i Rostowskiego na łączną kwotę 1352,52 zł sfinansowało MSZ. Pieniądze podatników poszły m.in. na krwistą polędwicę wołową, wątróbki ze specjalnie hodowanych gęsi oraz na butelkę markowego wina. Po tym, jak tygodnik "Wprost" opisał rozmowę dwóch polityków, rzecznik rządu Małgorzata Kidawa-Błońska (57 l.) zapowiedziała, że szef MSZ za kolację zapłaci z własnej kieszeni.
Przeczytaj: Radosław Sikorski, "największy dżentelmen w polityce": Spier... Jeb... Kur...Zajeb...
- Myślę, że nie trzeba będzie ministra Sikorskiego namawiać i zwróci pieniądze za kolację. To była prywatna rozmowa - oświadczyła Kidawa-Błońska. W podobnym tonie wypowiadają się inni politycy PO. - Większość polskiego społeczeństwa odebrała rozmowę Sikorskiego z Rostowskim jako prywatną. Jest to więc kwestia honoru i sumienia pana ministra, który w tej sprawie powinien w kwestii płatności odpowiednio zareagować - dodaje Jerzy Budnik (63 l.), poseł PO.
- Po ujawnieniu tych taśm, już następnego dnia minister Sikorski powinien zapłacić z własnej kieszeni za kolację - kwituje Jerzy Borowczak (57 l.), poseł PO. Tymczasem Sikorski twierdzi zupełnie co innego. - Pokrycie kosztów kolacji ze środków MSZ ma uzasadnienie merytoryczne. Było to spotkanie szefa polskiej dyplomacji z kandydatem na stanowisko ambasadora RP w Paryżu i członkiem sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych - informuje nas biuro rzecznika prasowego MSZ.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail