Warszawa, były premier wychodzi z siedziby Sojuszu Lewicy Demokratycznej przy ul. Rozbrat. Przed budynkiem ucina sobie pogawędkę ze znajomą i wsiada do zaparkowanego obok terenowego auta.
Mija Sejm, Kancelarię Premiera, Belweder i nie zważając na przepisy, wjeżdża na buspas. Przez kilka chwil jedzie za autobusem, później zjeżdża na środkowy pas i znowu wraca na buspas. Okazuje się, że były premier łamie przepisy, by jak najszybciej dotrzeć do... samochodowej myjni.
W rozmowie z nami najpierw zarzekał się, że nic takiego nie miało miejsca, a później kajał się, że był to tylko przypadek. - W tamtym miejscu często autobusy tarasują wjazd. To zupełnie niecodzienny występek. Jestem wyjątkowym purystą, jeśli chodzi o przestrzeganie przepisów drogowych. To był epizod - zapewnia nas były premier Józef Oleksy.
Ciekawe, czy tak samo tłumaczyłby się policjantom, gdyby został zatrzymany...