Mariusza S. ocalił słaby sprzęt kuchenny i policja, która natychmiast zatrzymała krewkich braci, a do rannego wezwała pogotowie.
Przeczytaj koniecznie: Toruń: Nie zamykajcie mojej żony nożowniczki!
Więcej
https://www.se.pl/wiadomosci/polska/nie-zamykajcie-mojej-zony-nozowniczki-aa-FrnR-wDp8-iA21.html
Dramat rozegrał się w jednym z bloków przy ulicy Zwierzynieckiej w Tarnobrzegu. Impreza trwała w najlepsze, gdy najstarszemu z braci, Mariuszowi S. (27 l.), nie spodobała się muzyka, której słuchali młodsi bracia. - Wyłącz to - powiedział do najmłodszego Krzyśka (21 l.), a gdy ten nie wykonał polecenia, uderzył go w twarz.
W obronie hip-hopu i najmłodszego brata Jarosław S. (24 l.) (średni z braci), chwycił długi, 30-cm nóż i uderzył nim starszego brata. Zadawał ciosy bez opamiętania, a gdy złamał się trzonek, pobiegł do kuchni po inny nóż i z furią rzucił się na ofiarę. Jakby tego było mało, tak mocno uderzył młotkiem Mariusza w skroń, że... złamał trzonek. Później do katowania leżącego bez życia przyłączył się najmłodszy Krzysztof. Uderzył pięścią dwa razy. W sądzie wyjaśniał: "Oddałem sobie za to, co on mi kiedyś zrobił".
Operacja, zszywanie głębokich ran i naprawa kości czaszki uratowały Mariusza od śmierci. - Największa rana miała ponad 5 cm szerokości i była tak głęboka, że wkładając doń palec, czułem bicie serca - mówił w sądzie lekarz, który operował mężczyznę.
Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu skazał Jarosława S. na karę 4 i pół roku pozbawienia wolności. Jego brat Krzysztof S. dostał od sądu szansę na normalne życie. Czekają go 2 lata próby na wolności, pod nadzorem kuratora. Wyrok jest łagodny, bo poszkodowany wybaczył swym oprawcom.
Patrz też: Piła: Brat zabił 12-letnią siostrę
- Wybaczam braciom to, co mi zrobili - mówi ofiara hip-hopu. - Sam nie jestem bez grzechu, przemyślałem wszystko, już nie będę się z nimi kłócił. Wróciłem do pracy, rozmawiałem z szefem o zatrudnieniu mojego brata Krzyśka. Poręczyłem za niego. Na Jarka też zaczekamy, jak wróci z więzienia, na pewno mu pomogę znaleźć pracę.