Prof. Marcin Król: - Cóż, polscy eurodeputowani wskoczyli na pewien europejski standard zarobków, kiedy Polska od tych standardów jeszcze mocno odbiega. Na świecie politycy są jednak zazwyczaj ludźmi zamożnymi. W USA praktycznie nie zdarza się, żeby człowiek ubogi został kandydatem na jakieś stanowisko. Albo pochodzi z zamożnej rodziny, albo ma poparcie biznesu. Nawet jeżeli nie ma pieniędzy, zdobywa je przed rozpoczęciem kariery politycznej - choć nie zawsze w jasny sposób, jak np. Bill Clinton. Podczas pełnienia różnych funkcji tamtejsi politycy są jednak dobrze wynagradzani. I to stało się udziałem 50 naszych posłów do PE.
- Sytuacja, w której prezydent bądź premier Polski są w porównaniu z europosłami ubogimi krewnymi, jest jednak nieco chora
- To absurd, ale zarobki w Europarlamencie powinny być rozpatrywane w świetle tego, jak te wynagrodzenia mają się do ich rzeczywistego wkładu pracy w Unii Europejskiej. A Bruksela generalnie płaci zdumiewająco dużo. Za wszystko i na każdym stanowisku. Te stawki nie byłyby zawyżone, gdyby posłowie faktycznie ciężko i uczciwie na nie pracowali. Można mieć wątpliwości, czy tak jest w każdym przypadku.
- Czy to tamtejsi politycy zarabiają za dużo, czy nasi za mało?
- Idealny model powinien wyglądać tak, że polityków wynajmujemy jako specjalistów do zarządzania sprawami kraju. I w takim modelu eksperci mający wpływ na nasze życie powinni być opłacani dość wysoko. Teoretycznie powinniśmy przecież wybierać najlepszych i oczekiwać od nich rozumnego działania.
- To piękny model, ale mamy świadomość, że nasi politycy specjalistami zazwyczaj nie są
- Tak, ale nie można podchodzić do każdego tematu, dodając: "w Polsce przecież jest fatalnie". To właśnie trzeba zmienić. I powiedzmy, że w Polsce wystarczyłoby 200 stanowisk politycznych, które byłyby lepiej opłacane.
- Przypuszczam, że obywatele nie sprzeciwialiby się podwyżkom dla polityków, gdyby mieli cień nadziei, że trafią faktycznie w ręce fachowców. W Polsce nie ma nawet czytelnej selekcji kadr w polityce.
- Faktycznie, selekcja nie istnieje. We Francji 80 proc. polityków kończy słynną szkołę administracji pod Paryżem. W Wielkiej Brytanii czy USA też muszą to być ludzie, którzy skończyli odpowiednie szkoły bądź przetarli się przez kolejne szczeble drogi politycznej. W Polsce, niestety, tak nie jest. Bo cóż robili przed objęciem stanowisk Zbigniew Ziobro z jednej, a Grzegorz Schetyna z drugiej strony? Dodatkowo, a może dlatego, kokietują wyborców swoimi niskimi dochodami. Prześcigają się w jakichś deklaracjach, kto pokaże, że wydaje na swoich posłów mniej, kto mniej kosztuje. Te wszystkie rzekome oszczędności Pawlaka, który chciał jeździć polonezami. Tuska, który myślał o lotach rejsowymi samolotami Albo epatowanie 12 tys. zł pensji, kiedy ma się rozmaite dodatkowe dochody. To skrajna hipokryzja.
Marcin Król
Filozof, historyk idei, profesor Uniwersytetu Warszawskiego