Jak dowiedziała się "Rzeczpospolita, PiS, SLD i PSL zastanawiają się nad zaciągnięciem pożyczki na organizację kampanii wyborczej.
Tylko PO nie zamierza się zadłużać na najbliższą kampanię. "Rz" wylicza, że od 2006 roku partia Donalda Tuska dostała w sumie 170 mln zł subwencji budżetowych i zwrotów kosztów kampanii parlamentarnych z 2005 i w 2007 roku.
W tym roku partie mogą mieć jednak problem z uzyskaniem kredytu. Okrojona o połowę subwencja budżetowa może okazać się niewystarczającym zabezpieczeniem. Wówczas gwarantem może być hipoteka majątku partii, gotówka zdeponowana na koncie, a nawet weksle in blanco.
Dla Sojuszu i ludowców nie byłby to zresztą pierwszy kredyt. Jak przypomina "Rz", oba ugrupowania zadłużyły się już na wybory samorządowe. PSL pożyczyło 250 tys. zł z Banku Polskiej Spółdzielczości, ale spłaca równolegle 18 mln zł kary za błędy w rozliczeniu kampanii z 2001 roku. SLD zadłużył się na 3 mln zł i jeśli będzie chciał wziąć kolejny kredyt, ten musi spłacić.
Tegoroczna kampania może być jednak tańsza od porzednich - Sejm bowiem zdecydował, że partie nie będą mogły już używać billboardów ani płatnych spotów telewizyjnych.