- Decyzjami o zamykaniu stadionów uderzono w tysiące osób. To była tylko medialna "ustawka", jakich ostatnio jest dużo. Podobnie wygląda sprawa z nową ustawą o bezpieczeństwie imprez masowych, która jest najbardziej rygorystyczną w Europie - przekonywał jeszcze przed spotkaniem Przemysław Wipler (33 l.), społeczny rzecznik praw kibica.
Czy wczorajsze spotkanie ma szanse coś zmienić? Wątpliwe. - Nie będzie żadnych negocjacji ani zmiany reguł. Nie ma miejsca dla chuligańskiej bandyterki na stadionach - w zdecydowany sposób premier podkreślał po spotkaniu. Za to przedstawiciele kibiców zacięcie ostatnio atakujący rząd, jakby spuścili z tonu. - To było niezwykle szczere spotkanie. O tym, co boli kibiców, rozmawiać będziemy po wyborach - relacjonował Jarosław Pucek z "Wiary Lecha". Tylko że on akurat jest też... członkiem PO.
Punktem zapalnym, od którego rozpoczęła się wojna pomiędzy kibicami a rządem, był odbywający się w Bydgoszczy mecz o Puchar Polski pomiędzy warszawską Legią i Lechem Poznań. Pod koniec meczu kibole zdemolowali trybuny oraz wtargnęli na boisko. Sytuację udało się opanować dopiero policji przy użyciu armatki wodnej.
Po tym incydencie rząd podjął zdecydowane działania wymierzone w kiboli. Dla publiczności zamknięto niektóre mecze, a stadionowi bandyci znaleźli się na celowniku policji. Ci natomiast postanowili uprzykrzać życie rządzącej ekipie, pojawiając się z obraźliwymi hasłami wszędzie tam, gdzie przyjechał premier lub jego współpracownicy.