Policjanci z Białegostoku przyznali, że obok resztek petard i kabli w pomieszczeniu znaleziono też pojemniki z łatwopalną cieczą. Z tego powodu zaprzęgnięto do pracy policyjnych techników, którzy mają sprawdzić, jak przed wybuchem wyglądało to urządzenie i czy faktycznie miało dojść do zapłonu i pożaru.
W pasażu handlowym, w którym doszło do wybuchu, znajduje się kilkanaście sklepów. Administrator budynku miał zeznać, że nie otrzymywał wcześniej żadnych pogróżek i nie wie, kto za to odpowiada.
W rozmowie z Radiem ZET nadkom. Tomasz Krupa z zespołu prasowego podlaskiej policji poinformował: - Na chwilę obecną możemy mówić o prymitywnym urządzeniu wybuchowym, którego wybuch na szczęście nie wyrządził nikomu krzywdy. Budynek nie był ewakuowany. Jak dodał, trwają prace nad ustaleniem, czy w tym przypadku można mówić o bombie domowej roboty, choć jak podkreślił, jest jeszcze za wcześnie, by mówić, jak to urządzenie zostało uruchomione. Na koniec stwierdził: - Policjanci zebrali materiał dowodowy. Ustalamy teraz, kto wniósł do tego pomieszczenia (jedno z pomieszczeń magazynowych, do którego wstępu nie mają osoby postronne- red.) to urządzenie.