Wybuch w Poznaniu. To miała być taka niedziela, jak każda inna. Nagle stało się coś przerażającego. Gdy mieszkańcy kamienicy usłyszeli huk, w pierwszej chwili byli zdezorientowani. Chwilę później pojawiły się krzyki, ludzie zaczęli panikować i uciekać, gdzie tylko się da. - Po eksplozji wyleciałam z mieszkania i wołałam koleżankę Beatę. Już nie żyła - opowiada WP mieszkanka zawalonego budynki. Syn kazał jej uciec, dlatego wyszła na klatkę, której w połowie już nie było. - Po przeciwnej stronie stały tylko drzwi. Nic więcej - wspomina. - Gdy podjechałem, dym jeszcze nie opadł. Ludzie krzyczeli. Przed wejściem do klatki leżała 3-metrowa sterta gruzu - relacjonuje inny lokator kamienicy. O tym, co przeżył, opowiada także Marek Stanisławki. Jego 3-letnia córka leżała zasypana przez resztki cegieł. Mówi, że wszystko działo się "jakby w ułamku sekundy". Sine i nieprzytomne dziecko udało mu się wyciągnąć i reanimować. Córeczka pana Marka na szczęście przeżyła wybuch. - Dziękuję Bogu i sąsiadom, którzy natychmiast rzucili się do pomocy. Do końca życia im tego nie zapomnę - podkreśla Stanisławski.