- Kłócili się, awantury były jak w każdym małżeństwie. Rok temu wyjechał do pracy w Anglii. Ona dawała mu szansę, by się poprawił w małżeństwie. Nie dogadywali się. Na święta wrócił do Poznania. Powiedziała mu, że chce wnieść pozew o rozwód. Na początku stycznia wziął syna w samochód i przy dużej prędkości doprowadził do wypadku. Syn w ciężkim stanie trafił do szpitala, a on miał tylko połamany nos. Cud, że ten chłopiec to przeżył - opowiadali sąsiedzi. Po tym wydarzeniu kobieta miała kazać mężowi wyprowadzić się z domu. Ten zabrał swoje rzeczy do matki. Syn nadal przybywa w szpitalu. - Tomasz był bardzo zazdrosny o Beatę. W ich małżeństwie już od dawna się nie układało. Ono w praktyce nie istniało - twierdzi jeden ze znajomych pary. Kobieta ponoć kogoś poznała, gdy była w Anglii.
Czy zazdrość popchnęła mężczyznę do morderstwa? Tego w tym momencie nie wiadomo. W "Głosie Wielkopolskim" czytamy, że Beata już przed wybuchem nie żyła, a policja szybko przyjęła tezę o zabójstwie i późniejszym zacieraniu śladów zbrodni. Podobno podczas sekcji zwłok okazało się, że kobieta miała wyryty napis "za zdradę". - Nie potwierdzam, ani nie zaprzeczam - ucina Czesław Żaba, kierownik Zakładu Medycyny Sądowej.