Topiącą się kobietę zauważyli przechodzący nabrzeżem ludzie. Żaden z obserwatorów nie odważył się rzucić do lodowatej wody. - To byłoby szaleństwo! Woda miała z 3-4 stopnie! - mówi świadek zdarzenia. Gdy po kilku minutach na brzegu kanału pojawili się strażacy i policja, okazało się, że nie dopłynęła jeszcze łódź ratownicza. Wtedy jeden ze strażaków, Radosław Komorek, błyskawicznie ściągnął kurtkę i rzucił się do lodowatej Odry. Podpłynął do dryfującej kobiety i korzystając z linki rzuconej przez kolegów, doholował do brzegu.
Udana reanimacja
36-latka była nieprzytomna, nie oddychała. Na szczęście zespołowi ratowniczemu udało się przywrócić akcję serca. Teraz jest w szpitalu. Z powodu głębokiej hipotermii została wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej. Na szczęście według lekarzy jej życie nie jest zagrożone.
Przeczytaj koniecznie: Myślenice: Strażak uwolnił kotka z rynny
To moja praca
Pan Radek strażakiem jest od zaledwie dwóch miesięcy! Mieszka w Policach, ma żonę i 6-letnią córeczkę, która teraz jest bardzo dumna z taty. W sobotę odebrał od prezydenta Szczecina nagrodę - zegarek. Wkrótce stanie się też pełnoprawnym strażakiem - jego dowódca wystąpił o skrócenie służby kandydackiej.
- Nic specjalnego nie zrobiłem - mówi skromnie bohater. - Skoczyłem, bo na brzegu byli moi koledzy, na których zawsze mogę liczyć. Największą burę dostałem od żony. Gdy zobaczyła mnie na zdjęciu w Internecie - o mało nie umarła ze strachu! A ja chcę ratować ludzi, to mój zawód! - dodaje.