Ratownicy też już nie wierzą, że odnajdą Bogdana Jankowskiego (42 l.) żywego. Bo co i rusz muszą przerywać akcję poszukiwawczą. Warunki pod ziemią na poziomie 660 metrów są śmiertelnie niebezpieczne także dla nich.
W dodatku stężenie metanu osiągnęło tam taki stopień, że w każdej chwili mogło dojść do kolejnego wybuchu. Dlatego w sobotę kierujący akcją ratunkową z ciężkim sercem podjęli decyzję o zamknięciu dopływu powietrza do rejonu katastrofy. To ostatecznie przesądziło o losach górnika, o ile był jeszcze żywy.
- Wiem, jakie tam panuje piekło. Zero powietrza. Tylko tlenek węgla - mówi pan Franciszek, który zna tę kopalnię jak własną kieszeń, bo sam pracował w niej jako górnik. - To oczywiste, że chciałbym wierzyć, że Bogdan jeszcze żyje, ale to graniczyłoby z cudem. Tam, gdzie wybucha metan, cuda się nie zdarzają. Dlatego czekam już tylko na ciało syna. Niech je znajdą i wyciągną. Chcę go przynajmniej godnie pochować...
Zobacz też: EBOLA zbliża się do Polski! Jakie są objawy groźnego wirusa? Sprawdź, czy nie jesteś chory!
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail