Kundelki, rasowe. Nieważne. Najważniejsze, by między zaginionym czworonogiem a jego właścicielem istniała naprawdę silna więź.
- To ona wytwarza takie połączenia w formie nici. Dzięki nim lokalizuję pieska - mówi kobieta.
Teraz pomaga Martynie (19 l.) z Częstochowy. Dziewczyna rozpacza po utracie 5-letniej yorkshirki, ślicznej złoto-srebrnej Paty. Podejrzewa, że ktoś ją ukradł.
- Patusia jest ufna i przyjazna. Teraz pewnie strasznie cierpi - obawia się Martyna. - Tęskni za nią cała rodzina. Porozklejali plakaty, powiadomili policję. Wszystko na nic.
Ewa Kulejewska bacznie ogląda zdjęcie Paty. Widzi Patusię na rękach małej blondynki, mieszkającej w blokach niedaleko miejsca zniknięcia pieska.
- Paty wróci do swojego domu - pociesza Martynę.
- To są sprawy trudne do wykrycia - potwierdza nadkomisarz Joanna Lazar z częstochowskiej policji. Dlatego, gdy zawiodą poszukiwania na własną rękę, zrozpaczeni właściciele idą do pani Ewy.
- Ludzie chcą też wiedzieć, czy ich psy żyją - opowiada Kulejewska. - Bo często niestety okazuje się, że pies zginął na przykład pod kołami samochodu.
Ale to na szczęście ekstremalne sytuacje. Rasowe psy padają najczęściej ofiarą złodziei liczących na łatwy zysk. Są też przyczyny bardziej prozaiczne - pieski biegną za suczką albo gubią się na spacerze.
Ewa Kulejewska, która przede wszystkim szuka zaginionych ludzi, tropieniem psich istnień zajęła się niedawno i przypadkowo. Po prostu ktoś ją o to poprosił. Spróbowała, udało się. Choć podkreśla, że psów szuka się trudniej niż ludzi.
Z pomocą swoich wizji namierzyła ostatnio pięć czworonogów. Wszystkie wróciły do swoich domów. Nie ma nic piękniejszego niż radość stęsknionego właściciela i jego oszalałego z radości psa.