Wygnała chore dzieci do lasu

2008-02-18 20:57

Ta urzędniczka ma serce twarde jak kamień! Pozwoliła, by biedna matka Teresa Kabat (46 l.) z Koluszek (woj. łódzkie) z dwójką swoich ciężko chorych dzieci zamieszkała w środku lasu.

Zostali wyrzuceni do okropnej rudery bez bieżącej wody, gazu i toalety, bo byli zbyt biedni, by płacić czynsz! Ale urzędniczki w ogóle to nie rusza. - Ta pani sama sobie jest winna - mówi bezczelnie. Taka bezduszność woła o pomstę do nieba!

- Tu się nie da żyć. Wodę musimy nosić kilkaset metrów ze studni, potrzeby fizjologiczne załatwiamy w lesie, między krzakami - żali się Teresa Kabat. Kobieta i jej dzieci zostali wygnani do lasu, kilka kilometrów od Koluszek. Kazano im zamieszkać w czymś, czego nie sposób nazwać domem. To coś przypomina raczej prowizorycznie sklecony z płyt pilśniowych barak.

Teresa Kabat samotnie wychowuje dwoje chorych dzieci. 8-letnia Wioletka cierpi na astmę, 17-letni Mateusz jest upośledzony. Jeszcze niedawno rodzina mieszkała w bloku komunalnym w Koluszkach.

Beznadziejny barak

- Niestety, wpadłam w długi - opowiada kobieta. - Nie miałam z czego płacić czynszu. Zostaliśmy eksmitowani z tego mieszkania.

Zgodnie z prawem właściciel budynku, czyli Urząd Miasta w Koluszkach, musiał zapewnić pani Teresie mieszkanie zastępcze. Ale to, co jej przydzielono, w żadnym wypadku nie można nazwać mieszkaniem! To żenujące, w jak koszmarne warunki wpakowano ciężko dotkniętą przez los kobietę i jej dzieci.

- Barak jest w tak fatalnym stanie, że boimy się w nim mieszkać. W czasie wichury cały się trząsł. Myślałam, że zawali nam się na głowy - rozpacza pani Teresa.

I pokazuje dziury w oknach, które trzeba było uszczelnić watą, oraz zimną betonową podłogę.

- Boję się, że stan zdrowia moich dzieci jeszcze się pogorszy - płacze.

Wioletka codziennie musi być inhalowana. Zarówno ona, jak i Mateusz codziennie biorą dużo leków.

- Na leczenie dzieci co miesiąc muszę wydać 300 złotych - mówi pani Teresa. - A teraz doszły jeszcze wydatki na podróże moich pociech do szkół w Koluszkach.

Nieczuła kierowniczka

Prosiła o mieszkanie w mieście. Ale miała pecha, że trafiła na pozbawioną elementarnego współczucia urzędniczkę.

- Ta pani jest sama sobie winna - odpowiada bezczelnie Danuta Kabat (59 l.) (zbieżność nazwisk przypadkowa - przyp. red.), kierowniczka referatu mieszkaniowego w Urzędzie Miasta w Koluszkach. - Jakby płaciła czynsz, nikt by jej nie wyrzucał.

- Chciałaby pani mieszkać w takich warunkach? - pytamy.

- Takim lokalem dysponowaliśmy, więc go przekazaliśmy tej pani - odpowiada jak automat.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają