W końcu staruszka... otworzyła grób (!) i zabrała kości do domu. Sprawą zajmuje się już prokuratura.
Wszystko zaczęło się w sierpniu ubiegłego roku.
- Postanowiłam, że całą moją zmarłą rodzinę przeniosę do jednego grobowca. Jestem już stara i 1 listopada nie mam siły dbać o wszystkie groby - opowiada nam pani Melania, która na co dzień opiekuje się jeszcze swoim schorowanym synem. Wtedy postarała się o zgodę sanepidu na przenoszenie zwłok - i ją dostała. Gdy jednak zajrzała do trumny jej zmarłego w 1946 roku na gruźlicę brata Edwarda Bartosza (†24 l.), zdębiała.
- Widziałam czaszkę psa i kły, pamiętam to doskonale, nie mogłam się pomylić - mówi z przekonaniem zdruzgotana kobieta. Trumny swoich bliskich pani Melania ostatecznie przeniosła. Jednak to, co zobaczyła w trumnie Edwarda, nie dawało jej spokoju. Jak mówi, przez równy rok głośno mówiła o swoich podejrzeniach. Prosiła nawet wszystkich o pomoc. Ale nikt nie chciał jej słuchać... W końcu nie wytrzymała. Ponieważ nie miała zgody na tę ekshumację, wynajęła robotników, na własną rękę wykopała szczątki z grobu i zabrała je do domu.
- One naprawdę wyglądały jak pies - zarzeka się staruszka. O sprawie zaczęła plotkować cała wieś. Wtedy ksiądz zawiadomił policję.
- Złożone zostało zawiadomienie o zbezczeszczeniu zwłok - mówi podkom. Tomasz Wojciechowski, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Pile. Śledczy od razu zareagowali i zapukali do drzwi pani Melanii, by oddała im wykopane szczątki.
- Usłyszałam w prokuraturze, że są już wyniki badań i to żaden pies, tylko człowiek - mówi teraz pani Melania. Także śledczy potwierdzają, że pani Melania pomyliła się.
- Nie ma żadnych wątpliwości, że są to kości brata pani Deby - mówi nam Aleksandra Rozpłokowska, prokurator prowadząca sprawę. Na razie pani Melania nie usłyszała żadnego zarzutu. Prokuratura wciąż się zastanawia, co zrobić. Jedno jest pewne, szczątki brata staruszki wciąż są w prokuraturze i wkrótce pani Deba będzie musiała je odebrać... i pochować.