W czerwcu, na podwórku w Witkach spłonęło auto renault laguna, w którym znaleziono zwęglone zwłoki. Szybko ustalono, że autem jeździł Sławomir J. - To on - stwierdził Jan J., ojciec ofiary. - Chłopak zginął, bo miał porachunki z mafią - tłumaczył zagadkową śmierć syna. Śledczy szybko jednak stwierdzili, że to nie Sławomir J. zginął w aucie. Nie zgadzało się DNA. Ponadto nieszczęśnik przed spaleniem nie żył już od kilku dni i... brakowało głowy.
Po kilku dniach mistyfikacja wyszła na jaw i policja zatrzymała Jana J., Dawida F. i Sławomira J. pod zarzutem znieważenia zwłok.
Spalili trupa, żeby dostać milion
Trzej panowie spalili trupa, bo nie trafiła się inna ofiara.
Patrz też: Lidzbark: Zbigniew M. zabił Darka i pił 3 dni z trupem
- Mieliśmy zabić kogoś podobnego do Sławka i spalić go w aucie - mówił Dawid F. - Jeździliśmy przez kilka miesięcy z siekierą w samochodzie, jednak nikogo takiego nie spotkaliśmy - wyjaśniał niedoszły zabójca. Gdy plan zabójstwa zawiódł, hieny postanowiły wykopać z grobu ciało zmarłego kilka dni wcześniej Mirosława H. (+43 l.).
W nocy pojechali na cmentarz w Łukowej, rozkopali mogiłę, wyciągnęli trupa. Wtedy Sławomir J. przystąpił do realizacji najbardziej makabrycznej części planu: kilkoma uderzeniami siekiery odrąbał od zwłok głowę. - Teraz mnie nie rozpoznają - rzucił do Dawida F., który przyglądał się całej akcji. Odciętą głowę wrzucił do trumny, uporządkowali grób i przykryli go wieńcami. Ciało Mirosława H. chwycili pod pachy i za nogi, po czym wrzucili do bagażnika laguny. Sławomir J. zaparkował na podwórku w Witkach. Rozkładające się ciało przebrał w swoje ubranie, podrzucił medalik, oblał palną substancją, podpalił i uciekł.
Przeczytaj koniecznie: Warszawa: Spał z trupem. Zorientował się dopiero gdy wytrzeźwiał
Gdyby wszystko poszło po jego myśli, jego ojciec Jan J. (59 l.) miał podjąć okrągłą sumkę. Wpadli, bo policja drobiazgowo zbadała wszystkie ślady i wykluczyła, by ofiarą ponurej zbrodni był Sławomir J. Autorzy tej makabry stanęli teraz przed Sądem Rejonowym w Lubaczowie i usłyszeli zarzuty znieważenia zwłok, za co grozi dwa lata więzienia. - Żałuję tego, co zrobiłem - zgodnie mówili w sądzie Sławomir J. i Dawid F. Najstarszy z oskarżonych Jan J. nie przyznaje się do winy.