I z zazdrości wyrzucono ją. Wtedy zacisnęła zęby, bo jak mówi, wychowano ją na silną kobietę. Tylko nam opowiada o tamtych czasach.
Już w szkole czułam, że taniec nowoczesny pociąga mnie bardziej niż klasyczny. Miałam ledwie 13 lat, gdy zatańczyłam na festiwalu Jazz Jamboree. Ale wtedy, gdy kończyłam szkołę, w Polsce nie było teatru rewiowego. Więc tańczyłam w Teatrze Wielkim. Jednocześnie skrzyknęłam cztery piękne długowłose dziewczyny i założyłam zespół Sabat. Uszyłam nam stroje z firanek i zgłosiłam się zarówno do Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego, jak wybitnego reżysera rewiowego Janusza Rzeszewskiego (77 l.), który zaangażował nas do programów w Sali Kongresowej.
Byłyśmy młode, piękne i inne. Spodobałyśmy się i tak się zaczęła nasza kariera. Wiele zawdzięczamy też temu, że akurat startowało słynne Studio 2 w TVP. Jego pomysłodawca i szef Mariusz Walter (72 l.) angażował nas do prawie każdego programu. To były wspaniałe show, wtedy rozrywka była naprawdę na profesjonalnym poziomie.
Aż tu nagle to łączenie mojej pracy w teatrze z moją grupą baletową okazało się niemożliwe.
Pewnego razu wróciłam z festiwalu w Opolu, wchodzę do teatru, a tu cisza. A potem przeczytali mi pismo, że postanawiają mnie zwolnić dyscyplinarnie, bo swoimi występami z Sabatem przynoszę Teatrowi Wielkiemu wstyd. Że tańczenie "włosami" i biodrami jest niedopuszczalne, a samo występowanie na zewnątrz teatru to hańba... Podpisało się pod tym 90 proc. kolegów.
Wzięłam płaszcz, baletki i nigdy już tam nie wróciłam. To było moje wielkie rozczarowanie, ta ich podłość. Zawiść ludzka. To było jak wyrok. Wtedy tancerka bez etatu nie miała racji bytu. Ale musiałam sobie poradzić. Zresztą tak byłam wychowywana przez mamę, która po rozstaniu z tatą, wpajała mi, że muszę być samodzielna i niezależna. Zostałam wychowana na silną kobietę.
Na szczęście moja grupa baletowa Sabat dostawała coraz więcej kontraktów. Przeżyłam piękne trasy koncertowe z Krzysztofem Krawczykiem (63 l.), Skaldami, Niebiesko-Czarnymi. Występowałam także ze światowymi gwiazdami - Dianą Ross (65 l.), Donną Summer (61 l.) czy Rayem Charlesem (74 l.). Dzięki temu dostałam stypendium w Paryżu i na Broadwayu. Miałam też podpisany kluczowy dla nas kontrakt z dyrektorem festiwalu w San Remo, ale gdy zastrzelili mu dwóch ochroniarzy, wycofał się z życia artystycznego. I nic z tego nie wyszło. Nie planowałam jednak zostać za granicą, bo byłam zakochana w Wojtku Gąssowskim (66 l.)...