Marika Mazurkiewicz (33 l.) jest Ukrainką. Razem z innymi obywatelami tego kraju pracowała w zakładzie przetwórstwa owocowego w małej wsi pod Głownem koło Łodzi. Wszyscy do pracy byli dowożeni z pobliskiego Strykowa. W poniedziałek jak co dzień wybierali się do pracy. Nie dotarli do celu... Około godziny 5.50 ford transit, którym podróżowali, wjechał na niestrzeżonym przejeździe kolejowym prosto pod pociąg relacji Łowicz - Łódź. Siła uderzenia była ogromna. Dostawczy samochód został przepchnięty po torach. Auto było całkowicie zmiażdżone. Pociąg zatrzymał się dopiero 300 metrów dalej. Ośmiu obywateli Ukrainy - sześć kobiet i dwóch mężczyzn - zginęło na miejscu. Około godziny 11 w szpitalu zmarła dziewiąta ofiara wypadku, kobieta. Przeżyła tylko Marika Mazurkiewicz. Ma połamane nogi, ale jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. - Nie pamiętam tego, co się stało - mówi obolała na szpitalnym łóżku. - Nagle poczułam tylko jakieś potworne uderzenie, potem ból.
- Z relacji świadka wypadku wynika, że kierowca nie zatrzymał się przed znakiem "Stop" ustawionym przed przejazdem - mówi Krzysztof Kopania (44 l.), rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Łodzi. - Ślady hamowania są widoczne dopiero tuż przy torach.
Wiadomo, że samochód był zarejestrowany do przewozu sześciu osób. Jechało nim jednak aż dziesięciu pasażerów.