Samochód, którym kierował poseł, wygląda, jakby Girzyński wjechał nim w oko cyklonu - poskręcane skupisko blach bez dachu. Na rozerwanej poduszce powietrznej wyraźnie widać ślady krwi. To prawdziwy cud, że parlamentarzysta wyszedł z tego żywy. Jak mogło do tego dojść? Policja bada sprawę, a o szczegółach nie chce rozmawiać. Nam jednak udało się ustalić, w jakim kierunku zmierza to owiane tajemnicą śledztwo. Poseł jechał jedną z bocznych dróg do ulicy Puławskiej - jednej z najdłuższych i najbardziej ruchliwych ulic w stolicy. Kiedy Girzyński wjechał w nią skręcając w lewo, nagle od tyłu wbił się w niego jadący tą drogą kierowca w BMW.
Zobacz też: Toyota Corolla - takim autem rozbił się poseł PiS Zbigniew Girzyński - ZDJĘCIA
Strażacy musieli odciąć dach, żeby przełożyć go na nosze i odwieźć do szpitala
Siła uderzenia była tak duża, że auto polityka obróciło się i wypadło na biegnące środkiem ulicy tory tramwajowe. Na skrzyżowaniu są światła, więc teraz policja musi ustalić, który z kierowców zignorował sygnalizację i spowodował ten wypadek. Pewne jest, że obaj byli trzeźwi oraz to, że poseł ucierpiał o wiele bardziej. Był uwięziony w zmasakrowanym samochodzie. Strażacy musieli odciąć dach, żeby przełożyć go na nosze i odwieźć do szpitala.
Ma tam spędzić weekend, ale jego asystentka Sylwia Katarzyna Wyszkowska uspokaja, że jego stan jest dobry. "Otoczmy go modlitwą za szybki powrót do zdrowia" - napisała w sieci. Ciekawe jest też pytanie, do kogo należało auto, którym jechał poseł. Według ostatniego oświadczenia majątkowego Girzyński jest właścicielem nissana z 2001 r. Być może nie zdążył wpisać jeszcze nowiuśkiego autka do oświadczenia. Tak czy inaczej, poseł już nim nie pojeździ.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail