- Tylko czekałem, jak mocno się poturbuje i kiedy. Pierwsze informacje dostałem takie, że jest tak źle, że nie ma szans na przeżycie. I długo, dwa, trzy dni słyszałem, że właściwie nie ma szans. I dlatego od razu była modlitwa, msze. Masę ludzi się w to włączyło, Pana Boga za nogi złapaliśmy ze wszystkich stron i uprosiliśmy, żeby darował mu życie - mówi Lech Wałęsa dla tygodnika Wprost.
Były prezydent podkreśla też, że znaczenia nie ma prędkość, z jaką jechał Jarosław Wałęsa.
- Nawet gdyby pan jechał dziesięć na godzinę, to i tak by nie można się ustrzec, bo ten człowiek popełnił straszliwy błąd, wyjeżdżając w taki sposób na jezdnię - opowiada Lecha Wałęsa o o przyczynach wypadku syna.
WYPADEK JAROSŁAWA WAŁĘSY: Lech CZUŁ, że SYN będzie miał wypadek
Lech Wałęsa od dawna podejrzewał, że jego syna czeka poważny wypadek motocyklowy. Zdaniem byłego prezydenta jazda na motorze to zajęcie podwyższonego ryzyka. W ostatnim wywiadzie Lech Wałęsa przyznaje też, że tuż po wypadku Jarosława "byl przekonany, że on nie ma szans".