Ciała państwa Nasiłowskich leżały blisko siebie, w przydrożnym rowie w Żaboklikach (woj. mazowieckie). Przez przypadek odnalazł je kierowca, który zatrzymał się przy poboczu. Podobno nie cierpieli długo, bo dwutonowy nissan uderzył ich z taką siłą, że zginęli na miejscu.
Policja ustaliła, że małżeństwo szło prawidłowo, lewą stroną ulicy. Musieli widzieć w tych ułamkach sekund, że nadchodzi koniec...
Tylko gdzie jest sprawca? Śledczy rozpoczęli gorączkowe poszukiwania w okolicznych wsiach. Nad ranem znaleźli rozbitego nissana. Stał nieopodal, na jednym z podwórek we wsi Jagodne. Jego kierowca jakby zapadł się pod ziemię. Piotr S. na komendę zgłosił się sam. Było popołudnie. Wynik krwi - 0,06 promila. Mówił, że napił się po wypadku, bo się zestresował.
Piotr S: Napiłem się, bo się zestresowałem
- Rozjechałem tych ludzi - powiedział policjantom. - Spanikowałem i uciekłem - dodał. Policja mu nie wierzy. - Ucieczka z miejsca wypadku traktowana jest podobnie, jakby sprawca był nietrzeźwy podczas zdarzenia - mówi nadkomisarz Jerzy Długosz z siedleckiej policji.
Małżeństwo osierociło trójkę dzieci
Piotrowi S. grozi nawet 12 lat więzienia, w praktyce 4 lata w zawieszeniu. Jest jednak kara, która będzie nad nim ciążyła do końca życia. To wspomnienie twarzy dzieci, którym tej nocy odebrał rodziców. Paulinka (15 l.), Maciek (12 l.) i Wiktoria (4 l.) zostali sami. Są pod opieką psychologów, którzy próbują im wyjaśnić, że ich rodzina przestała istnieć.