W potwornym wypadku, do którego doszło w miniony weekend w Gliwicach, zginęły cztery osoby. Uderzenia nie przeżył kierowca, jego kolega Jacek O. (22 l.) oraz 15-letnia Kasia Czurko. Siostra Kasi, Ania (17 l.), długo walczyła o życie w szpitalu. W środę przegrała tę walkę...
CZYTAJ NAJNOWSZE - W szpitalu zmarła 17-letnia Ania ranna w wypadku
Najmniej ucierpiał w wypadku Piotr P. (19 l.). Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
- To była masakra - mówi świadek zdarzenia Artur Kałmuk. - Samochód ściął betonowy słup i wylądował na pobliskich drzewach. Wszyscy wypadli z auta. Dokoła leżały pogruchotane ciała, oderwane ręce i nogi.
Okazało się, że Artur P. kupił hondę kilka godzin wcześniej. Samochód spodobał mu się, bo miał na dachu japoński symbol wschodzącego słońca - dokładnie taki, jakiego używali piloci kamikadze.
Gnał po śmierć 190 km na godzinę
Najpierw kręcił kółeczka na pustych parkingach. Palił gumę. Potem postanowił zabrać na przejażdżkę swą dziewczynę Anię, jej siostrę Kasię oraz dwóch kolegów. Kiedy jednak pasażerowie wsiedli do auta, dość szybko zaczęli tego żałować. Ostatnie chwile przed uderzeniem w latarnię relacjonuje Piotr P., który przeżył.
Zobacz też: TRAGICZNY WYPADEK w Gliwicach! Zginęły dwie osoby, trzy w szpitalu [WIDEO] Z samochodu nie zostało nic
- Artur jechał jakieś 190 km na godzinę. Dziewczyny zaczęły się bać. Kasia, ta która zginęła, po prostu się popłakała, błagała go ze łzami w oczach, żeby zwolnił. Ale on tylko się śmiał. I przycisnął mocniej pedał gazu. Wszyscy błagaliśmy, by się opamiętał. Ostatni raz Kasia poprosiła, by zwolnił, dosłownie na kilka sekund przed uderzeniem... - opowiada Piotr P.
Polub se.pl na Facebooku