Jak podaje straż pożarna, wypadek miał miejsce na wysokości miejscowości Kowiesy (Łódzkie) przed północą. Na drodze panowała gęsta mgła i to prawdopodobnie ona jest przyczyną wypadku.
Do drogowej tragedii doszło z soboty na niedzielę. Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że kierowcy jadący nitką w stronę Łodzi zostali nagle zaskoczeni przez bardzo gęstą mgłę. Widoczność spadła do zaledwie pięciu - dziesięciu metrów. Jedna z kobiet siedząca za kierownicą auta osobowego przestraszyła się i zjechała na pobocze. Jadący za nią kierowcy nie zdążyli w porę wyhamować.
- W miejscu zdarzenia panowała olbrzymia mgła, według relacji uniemożliwiała ona widoczność do 5, 10 metrów - czytamy na portalu "tvn24.pl" wypowiedź podinsp. Joanny Kąckiej z łódzkiej policji.
Najpierw w stojące auto wjechała ciężarówka, w nią uderzył samochód marki subaru na czeskich numerach rejestracyjnych, na który najechał kolejny TIR. Nastąpił efekt domina - następne samochody wpadały na siebie. Niektóre auta przebiły barierki ochronne między jezdniami i wypadły na nitkę w kierunku Warszawy.
Zobacz: Kolekcja aut Paula Walkera idzie pod młotek
W wypadku zginęły trzy osoby podróżujące subaru - 35-letni mężczyzna, 37-letnia kobieta i 2-letnie dziecko. 25 osób wymagało pomocy lekarskiej. 9 najciężej rannych, w tym 4 dzieci, trafiło do szpitali w Skierniewicach, Łodzi, Zgierzu i Rawie Mazowieckiej.
Wśród najbardziej poszkodowanych jest Piotr Radzio (36 l.) z Warszawy. Mężczyzna podróżował jako pasażer fordem mondeo. Razem z dwoma znajomymi jechał do Wielkiej Brytanii.
- Nie bardzo pamiętam, co się wydarzyło - mówi ze szpitalnego łóżka pan Piotr. - Wjechaliśmy w okropną mgłę, nagle zrobiło się strasznie biało, nic nie było widać. I wtedy poczułem jakieś okropne uderzenie i straciłem przytomność - z trudem odtwarza chwile sprzed zderzenia.
Przyczyny karambolu ustala teraz policja. Śledztwo może potrwać nawet kilka miesięcy, bo trudno dokładnie odtworzyć przebieg wydarzeń. Po wypadku trasa w kierunku Łodzi zablokowana była przez kilkanaście godzin.