Przed czwartą nad ranem samochód z czterema młodymi chłopakami jechał ul. Puławską w Piasecznie. Tuż przed wiaduktem kolejowym kierowca najprawdopodobniej nie zapanował nad autem na łuku jezdni. Samochód wyleciał na pas zieleni i dachował, potem wpadł na metalowy słup. W wyniku uderzenia auto rozpadło się na dwie części.
- Silnik wraz z fotelem kierowcy i pasażera zatrzymał się w miejscu, natomiast bagażnik i tylne kanapy odrzuciło około 20 metrów dalej - relacjonuje przerażający wypadek starszy aspirant Maciej Piotrowski z policji w Piasecznie.
Tylko jeden z mężczyzn przeżył ten potworny wypadek. Zszokowany przeszedł kilkaset metrów do komendy i zgłosił dyżurnemu wypadek.
W wypadkach pod Warszawą zginęły 4 osoby
- Rozbiliśmy się przed wiaduktem, moi koledzy nie żyją - opowiedział policjantom. Mundurowi powiadomili pozostałe służby i popędzili na miejsce. Tam na przestrzeni 50 metrów leżały porozrzucane szczątki luksusowego BMW.
Przy stalowym słupie leżał przód wozu, w zgniecionej stercie metalu tkwiły przypięte pasami bezpieczeństwa ciała kierowcy i pasażera. Na środku drogi leżał tył wozu, a w nim kolejne ciało.
- Asekurowaliśmy lekarzy pogotowia. Byliśmy przygotowani, żeby wycinać poszkodowanych z wraku - relacjonuje st. kpt. Dariusz Kołakowski ze straży pożarnej w Piasecznie.
Niestety, nie było takiej potrzeby, bo żaden z mężczyzn nie przeżył zderzenia. Wcześniej na trasie pod Nadarzynem ciężarówka zajechała drogę osobówce, którą jechała para młodych ludzi. 18-letnia dziewczyna nie przeżyła zderzenia z tirem, kierowca walczy o życie w szpitalu.