Waldemar B. był doświadczonym kierowcą, jednak ciągnący się sznur aut był ponad jego nerwy. Myślał, że podróż krajową siódemką będzie szybsza, ale ze względu na gęstą mgłę ciągnęła się w nieskończoność.
Kierowcy czerwonej toyoty yaris tak bardzo się śpieszyło, że zamiast uzbroić się w cierpliwość, przycisnął pedał gazu i zaczął wyprzedzać. Na początku Waldemarowi B. dopisywało szczęście, dlatego coraz śmielej lawirował wśród samochodów. Aż szczęście go opuściło...
W ostatniej chwili zobaczył wyłaniającą się z gęstej mgły potężną ciężarówkę. Rozpaczliwymi manewrami próbował ratować życie swoje i pasażera. Mała toyota nie miała jednak tyle mocy, żeby uciec przed tragedią.
Waldemar B. ostatnim ruchem rąk na kierownicy zdążył jedynie ustawić pojazd tak, żeby przyjąć uderzenie od swojej strony.
Osobówka została przemielona przez wielkiego mana. Wyładowana piachem ciężarówka jeszcze kilkadziesiąt metrów wlokła toyotę przed sobą, z każdą sekundą, masakrując ją coraz bardziej. Strażacy kilka godzin wycinali ciała z samochodu zamienionego w kłębowisko blach. Waldemar B. i Ryszard S. nie żyli. Zginęli na miejscu.