Na szczęście dzięki szybkiej interwencji lekarzy malucha udało się uratować. Wciąż jednak leży w szpitalu. Lekarze obawiają się komplikacji.
- Nie wiem, jak mogło do tego dojść - załamuje ręce Grażyna Nowak (44 l.) z Oświęcimia, matka Emilka. - Ja naprawdę nigdy nie zostawiam dzieci samym sobie. Ale musiałam pójść do łazienki...
Przeczytaj koniecznie: Dopalacze cały czas trują: Od początku października dopalaczami zatruły się w całym kraju 174 osoby
A wtedy 4-letni Leszek nagle otworzył szafkę pod kuchennym zlewem. Wyciągnął nową butelkę z rozpuszczalnikiem. Trudno mu było otworzyć nakrętkę ręką, więc pomógł sobie zębami. Wszystkiemu przyglądał się Emilek. To on właśnie pociągnął łyk trującego płynu... W tym momencie pani Grażyna wyszła z toalety.
- Boże, zostaw to! - krzyknęła przerażona. Ale było już za późno. Trucizna wlała się do gardła chłopca. Matka zadzwoniła po karetkę. Emilek trafił do oświęcimskiego szpitala, a stamtąd helikopterem przewieziono go do Katowic. Chłopiec przeżył, ale jego matka wciąż jest w szoku. Nigdy nie wybaczy sobie tej chwili nieuwagi. - To najgorszy koszmar, jaki przeżyłam - opowiada. - Mam nadzieję, że moje dziecko szybko wróci do domu.