- Wszystko trwało nie więcej niż dwie minuty - relacjonuje Karol Roniewicz. - Zabójca wszedł do kręgielni i skierował się prosto do toalety, w której właśnie przebywał Łukasz. Musiał dostać cynk, że on tam jest, i szedł jak po swoje. Chwilę później pospiesznie opuścił lokal - dodaje właściciel kręgielni. Prawdopodobnie ucieczkę z miejsca zbrodni też miał zorganizowaną. Odjechał samochodem, który czekał na niego pod budynkiem.
Łukasz Masiak, dziennikarz i wydawca lokalnego portalu, od wielu miesięcy bał się o swoje życie. Dostawał pogróżki, przysyłano mu nawet jego własny nekrolog. Wcześniej został zaatakowany i pobity na ulicy. A wszystko przez to, że bezkompromisowo opisywał miejscową zorganizowaną przestępczość. Wiosną podpadł szczególnie niebezpiecznej grupie. Opisał napad gangu miłośników sztuk walki na mławski ośrodek sportu, w którym odbywało się seminarium poświęcone właśnie sztukom walki. Napastnicy podjechali kilkoma samochodami i na sali konferencyjnej urządzili prawdziwą jatkę. Ciężko pobity został między innymi organizator seminarium.
Czy to ta grupa wydała na Masiaka wyrok śmierci? Tego nie można wykluczyć. Wiadomo, że zabójca też ćwiczył sztuki walki. Policja jest na jego tropie. Tymczasem zatrzymała dwóch jego kompanów. Jeden kierował samochodem, którym zabójca uciekł z miejsca zbrodni, drugi sprawdzał w toalecie, czy dziennikarz dostał za swoje. Śledczy zmienili już kwalifikację czynu z pobicia ze skutkiem śmiertelnym na zabójstwo i rozważają ujawnienie wizerunku sprawcy i wydanie za nim listu gończego.
Zobacz: Horror w Świnoujściu: 87-latka przez prawie miesiąc mieszkała ze zwłokami!