Przed rozprawą był wyciszony, jakby trochę zrezygnowany i przygotowany na wszystko. Spokojnie usiadł na miejscu, gdzie przez ostatnie dwa lata siedział na każdej z rozpraw. – Chciałbym się w końcu dowiedzieć, co tam się naprawdę wydarzyło. Adam Z. nic nie mówi, ale ja nie wierzę w jego niepamięć – mówił cicho pytany o to, co myśli i czego się spodziewa. Gdy usłyszał z ust sędzi Magdaleny Grzybek: niewinny – wszystko na nowo stanęło mu przed oczami. Ten okrutny dzień, gdy dowiedział się, że jego córka po imprezie nie pojawiła się w domu. Gdy trwały jej poszukiwania nad Wartą, gdy w końcu po półrocznej niepewności udało się odnaleźć jej ciało i mógł pożegnać się z córką. – Adam Z. wie, co się z nią stało! Niech powie prawdę – powtarzał jak mantrę przez ostatnie trzy lata Andrzej Tylman, który wciąż jest przekonany o winie mężczyzny. – To przez niego zginęła Ewa – mówił. Teraz może tylko palić znicze na jej grobie. Po dwóch latach procesu, ponad trzech żałoby i niepewności wczoraj w poznańskim Sądzie Okręgowym jego świat runął na nowo. – Nie ma sprawiedliwości, nie ma – mówił rozżalony i załamany po tym, jak został wyproszony z sali rozpraw.
- Materiał dowodowy nie pozwala na przyjęcie, że oskarżony dopuścił się zabójstwa Ewy Tylman lub w jakikolwiek inny sposób przyczynił się do jej śmierci – mówiła Magdalena Grzybek zaraz po tym, jak wypowiedziała wyrok jednej z najgłośniejszych spraw w Polsce ostatnich lat. Zdaniem prokuratury Adam Z. po wspólnej imprezie, odprowadzając ją do domu, pokłócił się z Ewą Tylman i nad Wartą po tym jak kobieta spadła ze skarpy, chwycił ją za ręce i wciągnął do lodowatej wody, godząc się na to, że się utopi. Dlatego usłyszał zarzut zabójstwa z zamiarem ewentualnym. Ale w trakcie dwuletniego procesu przed poznańskim Sądem Okręgowym okazało się, że prokuratura dysponuje wątpliwymi dowodami. Jak wskazują nagrania monitoringu Adam Z. nie był na nim widoczny tylko 5 minut i 8 sekund. A to zdaniem sądu zbyt krótki czas, by popełnić zbrodnię i zastanowić się, co dalej. Poza tym w trakcie eksperymentu procesowego najszybszy z pozorantów, który odtwarzał przebieg wydarzeń był w stanie pokonać trasę „zabójstwa” Ewy Tylman o prawie dwie minuty dłużej. - Nie udało się ustalić, co wydarzyło się między godziną 3.26, kiedy oskarżony o Ewa Tylman byli po raz ostatni widoczni razem na kamerach monitoringu a godziną 3.31, kiedy oskarżony został zarejestrowany już sam - mówiła sędzia Magdalena Grzybek. Zdaniem sądu Adam Z. nie miał też motywu, by zabijać swoją koleżankę. Nawet jeżeli w trakcie powrotu do domu doszło do sprzeczki między nimi. – Adam Z. miał niższy poziom reagowania agresją – przytaczała biegłych psychologów i psychiatrów Magdalena Grzybek. Zdaniem składu sędziowskiego także fakt, że o tym, co wydarzyło się feralnej nocy Adam Z. przekazywał różne relacje różnym osobom świadczy o tym, że nie miał przygotowanej jednej wersji z alibi, ale mówił to, co pamiętał po dużym upojeniu alkoholem. Zresztą zdaniem obrońców Adama Z. wszystkie poprzednie wersje wydarzeń, a także przyznanie się Adama Z. przed policjantami do utopienia Ewy Tylman były wymuszone.
Prokuratura Okręgowa w Poznaniu już zapowiedziała, że od wyroku będzie się odwoływać. – W naszej ocenie Adam Z. zabił Ewę Tylman ze strachu – mówiła prokurator Magdalena Mazur Prus, która przed sądem przez dwa lata próbowała udowodnić winę Adama Z.
On sam po wyroku nie chciał nic powiedzieć. Ze swoimi obrońcami wymknął się z budynku sądu bocznym wyjściem.
Wyrok nie jest prawomocny.