Adwokaci żołnierzy przez cały czas trwania procesu próbowali udowodnić, że w tym przypadku o zbrodni wojennej nie może być mowy. Ostrzał z broni maszynowej i moździerza wioski Nangar Khel w Afganistanie był według obrońców tragicznym błędem wojskowych z 18. Bielskiego Batalionu Desantowo-Szturmowego, którzy 16 sierpnia 2007 roku stacjonowali w polskiej bazie Wazi Khwa.
Innego zdania jest prokuratura. Oskarżyciele z Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Poznaniu żądają dla żołnierzy od 5 do 12 lat więzienia. Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie wyda wyrok przeciwko oskarżonym.
Patrz też: Raport w sprawie Nangar Khel wyciekł do internetu
Kpt. Olgierd C., dowódca żołnierzy usłyszał zarzut wydania rozkazu ostrzału wioski. Jego podwładni: ppor. Łukasz Bywalec, chor. Andrzej Osiecki, plut. Tomasz Borysiewicz, st. szer. Robert Boksa, st. szer. Jacek Janik oraz st. szer. Damian Ligocki są oskarżeni o wykonanie rozkazu, którego skutkiem była śmierć sześciu cywili (dwóch kobiet, mężczyzny i trójki dzieci).
Polscy żołnierze bronią się, że do masakry doszło przez niesprawny sprzęt. Jeden z biegłych stwierdził, że być może podczas akcji popsuł się celownik moździerza.
Po stronie wojskowych cały czas stoi minister Bogdan Klich - To co się stało w Nangar Khel to był błąd żołnierzy, a nie przestępstwo - zeznawał także przed sądem szef resortu obrony narodowej.