Szczegółów misternie opracowanego planu odbicia chłopca nie znała, aż do chwili, gdy pojawiła się w Asenowgradzie. O wyjeździe do wrogiego jej kraju nie powiedziała ani matce, ani siostrze. Dwa dni temu zostawiła córeczkę Nikoletę (9 l.) pod ich troskliwą opieką i udała się do Warszawy, gdzie szybko wsiadła do samolotu. Gdy Barbara Barnaś -Wasiljew wylądowała na lotnisku w Sofii, zajęli się nią pracownicy polskiej ambasady.
W towarzystwie polskiego konsula Wojciecha Gałązki natychmiast udała się pod jeden z bułgarskich salonów sprzedaży samochodowych. To tam, według informacji stróżów prawa, miał przebywać jej były mąż – Todor Wasiljew (45 l.) z Pawełkiem.
Funkcjonariusze trzymając w ręku prawomocny wyrok sądu bułgarskiego z marca 2008 r., zgodnie z którym Pawełek i jego siostra mają zamieszkać z matką w Dębicy, zablokowali Wasiljewowi drogę ucieczki.
Po trwających trzy godziny negocjacjach Todor oddał syna policjantom.
Bez przepychanek i awantur bułgarscy stróże prawa zakuli ojca porywacza w kajdanki. Cały i zdrowy, ale lekko zdezorientowany Pawełek wsiadł z polskim konsulem do samochodu, gdzie czekała już na niego stęskniona mama.
Pani Barbara z trudem powstrzymywała łzy rozpaczy. Chwyciła Pawełka mocno w objęcia, zupełnie jakby próbowała zatrzymać go przy sobie na zawsze.
Polka z synem jest już w drodze do Polski. W kraju czeka już na nich siostra chłopca Nikoleta, którą matka cudem odzyskała podczas dramatycznych starć z Bułgarami w końcu mają. Los dzieci Polki i Bułgara dalej jednak leży w rękach sądu. Choć Barbara Barnaś-Wasiljew złożyła pozew o rozwód, to według prawa wciąż jest żoną Todora. Dopiero na rozprawie rozwodowej sąd zdecyduje, któremu z rodziców zostanie przyznana opieka nad dwójką dzieci.