Wyrzuciłam syna przez okno, żeby nie zginął w płomieniach

2013-01-14 18:12

Pożar zaskoczył Edytę Kwiatkowską (35 l.) i jej syna Stasia (11 l.) w ich mieszkaniu na drugim piętrze. Płomienie i gęsty dym odcięły matce i dziecku drogę ucieczki na korytarz. Jedyne, co mogła zrobić zdesperowana kobieta, by ocalić życie syna i własne, to... wypchnąć chłopca z okna i wyskoczyć tuż za nim.

Edyta Kwiatkowska (35 l.) samotnie wychowuje dwójkę dzieci - Staśka (11 l.) i Anię (4 l.). Mieszkają na drugim piętrze w bloku socjalnym w Białymstoku. Aby oszczędzić na elektrycznym ogrzewaniu, korzystają z piecyka gazowego na butle. Feralnego dnia kobieta zamówiła nową butlę. - Dostawca rzucił nią o chodnik, aż jęknęło - mówi pani Edyta. Bała się podłączyć butlę i ustawiła ją w przedpokoju obok piecyka. Nagle usłyszała syk, podeszła do butli i wtedy doszło do samozapłonu. Płomienie zajęły przedpokój, odcinając kobiecie i 11-latkowi drogę ucieczki. Na szczęście młodsza córka 35-latki była jeszcze w przedszkolu.

Matka i syn zamknęli się w pokoiku chłopca i przez okno wołali o pomoc. Sąsiedzi nie zawiedli i pod oknem rozłożyli kołdrę. - To była dla mnie najtrudniejsza decyzja w życiu. Zrobiłam nad Stasiem znak krzyża i kazałam mu skoczyć z drugiego piętra. Gdy byłam pewna, że nic mu nie jest, skoczyłam za nim - opowiada pani Edyta. Kobieta upadła na wystający z ziemi pień drzewa. Ma złamany kręg kręgosłupa i przez 3 miesiące będzie nosić gorset. - Straciliśmy ubrania i pamiątki, ale żyjemy - cieszy się bohaterska mama. Osoby, które mogłyby pomóc rodzinie stanąć na nogi, prosimy o kontakt z redakcją.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki