- Ona tak się cieszyła, że będzie miała dziecko - mówią sąsiedzi. Nie mieści im się w głowie, jak Jolka mogła zrobić coś tak potwornego. - Gdyby była z tym Tomkiem, ojcem Lenki, to może do tego by nie doszło. Ale rzuciła go i uciekła do matki - dodają.
Katarzyna K. przyjęła córkę z radością. A gdy urodziła się Lenka, nie posiadała się ze szczęścia. Do głowy jej nie przyszło, że córka zechce pozbyć się dziecka. - Ona kiedyś leczyła się z depresji, do końca życia miała łykać leki. Ale jak zaszła w ciążę, to przestała je brać. Może to od tego? - rozmyśla matka zabójczyni.
Tej nocy temperatura spadła do minus 10 stopni. Do tego mocno wiało. Jolanta obudziła się o 3.30. - Pomyślałam, żeby pozbyć się dziecka - powie później prokuratorowi. Wyjęła Lenkę z łóżeczka i niemal nagą wyniosła z domu. Szła przed siebie jak zahipnotyzowana. Na polu dwa razy cisnęła dzieckiem o zamarzniętą ziemię, potem uklękła i przydusiła. Na koniec przykryła ciało maleństwa szlafrokiem i wróciła do domu. - Wyrzuciłam dziecko - powiedziała zmartwiałej z przerażenia matce.
Kiedy Katarzyna K. znalazła wnuczkę na polu, Lenka była już sztywna. Lekarze nie zdołali jej uratować. Ale o tym, co się stało, zawiadomili policję. Jolanta K. została zatrzymana. Nie powiedziała, dlaczego uśmierciła córeczkę. Usłyszała już zarzut zabójstwa. Grozi jej nawet dożywocie.
Zobacz także: Ciało noworodka znalezione na ulicy. Horror w Brwinowie (woj. mazowieckie)