Wysadziła się na oczach ojca

Franciszek B. jest przekonany, że zawsze był dobrym ojcem. Bo nigdy córki nie uderzył. Ale co z tego, że nie bił, skoro sadysta co dnia ranił swoją córkę, smagając ją obelżywymi słowami. Pani Elżbieta od dziecka słuchała, jak ojciec ją obraża, jak wmawia jej, że jest psychicznie chora. Jak długo można znosić takie męczarnie?

Wściekłość, ból i upokorzenie nie opuszczały tej kobiety. A słowa ojca raniły nawet gorzej niż ciosy pięściami. W końcu postanowiła zakończyć swoją gehennę. Nie potrafiła zmusić się do okrutnej zemsty na ojcu, więc zdecydowała się na coś jeszcze bardziej przerażającego - koszmarne samobójstwo.

Na datę wybrała 23 czerwca - Dzień Ojca. Przyjechała do tego potwora samochodem. Nie wysiadła jednak zza kierownicy. Odczekała, aż była pewna, że ojciec z zaciekawieniem będzie patrzył, co robi. Wtedy, na jego oczach, szybko chwyciła butlę z gazem, oblała się benzyną i podpaliła.

Sprężony gaz eksplodował prosto w twarz kobiety. Benzyna pokrywająca jej ciało momentalnie się zajęła. Wyjąca nieludzko z bólu Elżbieta wybiegła z samochodu i padła na ziemię, tarzając się w konwulsjach. Na miejsce zaraz przyjechali strażacy, którzy ugasili kobietę i zawieźli ją do szpitala. Choć jakimś cudem w pani Elżbiecie tli się jeszcze życie, jest bardzo mało prawdopodobne, aby kobieta przeżyła. Ma poparzone aż 90 proc. ciała!

Jej zrozpaczona matka Maria Boruch (54 l.) nie ma wątpliwości, kto ponosi winę za ten horror. - To wszystko jego wina - wskazuje na męża. - On ją osaczył, a ona biedna nie mogła już tego wytrzymać - opowiada, szlochając z rozpaczy.

Co na to ojciec tyran? Upiera się, że nic złego nie zrobił. - To wszystko jej wina - mówi. Nawet teraz, gdy śmierć zagląda w oczy jego cierpiącej z bólu córce, wyzywa ją od wariatek!